30.07.2015

Rozdział 003 - A nie jesteśmy przyjaciółmi?

25 maja 2015r. (poniedziałek)
Violetta

- Wtedy już nikt nie będzie ze mną rozmawiał. Proszę! Daj sobie spokój.
- Okey, ale nie daruję. - odpowiedział wściekły.
- Czyli?
Wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami. Schowałam głowę między dłonie.  Mam naprawdę kochanego brata i doceniam to, co dla mnie robi. Chce zapewnić mi stu procentowe bezpieczeństwo i szczęście. Jesteśmy z tej samej rodziny, a jednak on nie ma problemu ze swoimi rówieśnikami. Źle się czuję w takiej sytuacji wiedząc, że mój brat bliźniak żyje jak normalny nastolatek. Jest to smutne. Tak bardzo bym chciała żyć swobodnie. Westchnęłam i zeszłam do jadalni na obiad. Przy stole siedział już mój brat i ciocia. Usiadłam na krześle i od niechcenia wzięłam do ręki widelec, co zapewne zobaczyła Angie.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, jestem zmęczona. - odpowiedziałam.
Popatrzyłam się lekko na Federico. Nic się nie odzywał tylko siedział z oczami zatopiony mi w talerz. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam już, że wypapla wszystko cioci. Ale jednak zachował to, co mu powiedziałam dla siebie. Po posiłku wyciągnęłam z plecaka podręcznik od bologii, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam czytać. Po godzinie nudnej nauki poszłam do łazienki. Weszłam do kabiny prysznicowej i umyłam się. Następnie nałożyłam na siebie piżamę i wyszczotkowałam zęby. Włosy ułożyłam w luźnego warkocza i poszłam spać.

26 maja 2015r. (wtorek)
Wstałam i rutynowo tak jak każdy człowiek wykonałam poranne czynności w łazience. Po czym zeszłam na śniadanie. Zaraz potem dołączyły do mnie dwie bliskie mi osoby.
- Hej bracie! Hej ciociu! - powiedziałam, gdy schodzili ze schodów.
- Hej siostra!
Ciocia dała mi buziaka w czoło. Na szczęście Federico nie poruszył wczorajszego tematu i zachowywał się normalnie. Tak, jakby nic się nie stało. W sumie ja też nie chciałam po sobie poznać tej przygnębionej. Po prostu nie miałam zamiaru wprowadzać ich w zły nastrój. Chwyciłam plecak poszłam do szkoły. Na miejscu przywitałam się z przyjaciółkami i z resztą klasy rozpoczęliśmy pierwszą lekcję - biologię.  Usiadłam w swojej ławce. Zwykle na tej lekcji siedzę z Katy, ale dzisiaj jej nie było.
- Ech... Dzień dobry dzieci. Nie mam zamiaru dzisiaj nikogo przekrzykiwać. Wyciągać kartki. Przepiszcie pytania z tablicy i na nie odpowiedzcie. - powiedziała od niechcenia i po cichu zaczęła sprawdzać obecność przy okazji zabijając nas wzrokiem. Uczy już tu od dobrych kilkunastu lat i nadal się jeszcze nie przyzwyczaiła, że do tej szkoły chodzą NASTOLATKOWIE. Na każdej lekcji marudzi, że jesteśmy niedoukami i najgorszym uczniami tej szkoły. Rozpoczęłam wykonywanie zadań, gdy po chwili poczułam ukłucie długopisem w plecy. Odwróciłam lekko głowę. To Leon.
- Co w drugim? - zapytał prawie niedosłyszalnie.
Napisałam odpowiedź na kartce i podałam mu ją. Po krótkim czasie dostałam z powrotem tą samą kartkę, ale na odwrocie była wiadomość od niego.
"Po raz kolejny ci dziękuję. Akurat wczoraj ominąłem ten temat no i wiesz. ;) Dzięki."
Uśmiechnęłam się. Schowałam karteczkę do piórnika i powróciłam do kartkówki. Po lekcji, gdy wszyscy wyszli zostałam ja sama razem z Leonem i nauczycielką. Ona zawsze zostaje w swojej sali i przegląda papiery. Pozwoliła nam chwile zostać. Namówiłam go, żeby nigdzie nie szedł, bo chciałam z nim chwilę porozmawiać.
- Dzięki za podpowiedź. - szepnął.
Uśmiechnęliśmy się.
- Mam pytanie. Pamiętasz jak wczoraj przy wyjściu ze szkoły się przewróciłam? - przytakanął. - Potknęłam się o linkę i nie wiem kto mi ją podstawił. Nie chcę cię o nic osądzać, ale czy to ty mi ją podłożyłeś? - zapytałam.
- A czemu wzięłaś akurat mnie pod uwagę?
- Bo akurat wtedy pojawiłeś się przy mnie na parterze.
- Nie, to nie byłem ja. Poszedłem wtedy do sklepiku bodajże po wodę. Mówię serio. Nie zrobiłbym ci tego, a zwłaszcza przed schodami. - odpowiedział.
- Nawet za ten wypadek na boisku? - dopytywałam.
- Przecież to było niechcący. Nic się nie stało, żyję. - odpowiedział i czule się uśmiechnął.
- A jak myślisz? Kto mógłby mi to zrobić?
- Nie wiem, ale pomogę ci. - poklepał mnie lekko po ramieniu i poszedł przodem.
Zamroziło mnie. Dosłownie. Po dotkniętym miejscu przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Odwrócił się w moją stronę.
- No co? Chodź, pójdziemy pod salę. - podbiegłam do niego.
- Co chcesz zrobić?  - zapytałam. - Będziesz się pytał wszystkich czyja to sprawka?
- No co ty? To byłoby bez sensu. Po lekcjach pójdziemy do woźnego i przejrzymy kamery. Wtedy na bank zobaczymy sprawcę. Tylko szybko, bo potem mam treningi na sali gimnastycznej.
- Świetny pomysł. W sumie nie wpadłabym na to.
Uśmiechnął się dumnie. Po lekcjach tak jak ustaliliśmy zeszliśmy na parter do pomieszczenia pana woźnego. Stanęliśmy przed nim.
- Gotowa?
Niby zwykłe pytanie, ale ja usłyszałam w nim troskę. Może to dziwne, ale naprawdę poczułam jakby swoim głosem mnie całą otulał. Nie ukrywam, że tym więcej z nim rozmawiam tym bardziej go kocham. Jest jedyny w swoim rodzaju. Taki spokojny i bardzo miły.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Chłopak zapukał do drzwi, które po chwili otworzył nam starszy, siwy mężczyzna ubrany w kraciastą koszulę i niebieski roboczy kombinezon.
- Słucham? - pochylił głowę ku dołowi.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy zobaczyć kamery z poprzedniego dnia ok. godziny 15 przed drzwiami wejściowych od wewnętrznej strony. - wyjaśnił chłopak.
- A do czego dzieci jest to wam potrzebne?
- Otóż wtedy ktoś podłożył linę mojej przyjaciółce. - wskazał na mnie. - I chcielibyśmy zobaczyć kto to był.
Mężczyzna usiadł przed komputerem i przewijać do tamtego momentu. Podeszłam bliżej ekranu.
- O! Patrz tu. - Leon wskazał palcem na ekran komputera. - To Ludmiła. Zakłada z Natalią linkę. A teraz ty upadasz. Ja podchodzę, a one ją odwiązują i uciekają. No pięknie.
Wyszliśmy z pomieszczenia.
- Po Ludmile można było się tego spodziewać. - powiedziałam. - Przepraszam, że w ogóle wzięłam cie pod uwagę.
- Spoko.
- Em, jak tłumaczyłeś się woźnemu to nazwałeś mnie przyjaciółką.
- No, tak. A nie jesteśmy przyjaciółmi? - uśmiechnął się pytająco.
- Jasne. - przytaknęłam zmieszana.
- A teraz lecę na trening. - pomachał i odbiegł.
- Poczekaj! - krzyknęłam. - Nie mów nic Ludmile. I... dzięki. - uśmiechnął się i odszedł.
Chciało mi się płakać ze szczęścia. To mój najszczęśliwszy dzień od tego tygodnia. Rozmawiałam tak długo z Leonem i była to naprawdę przyjemna rozmowa. Ma u mnie plusa za pomoc. Bardzo miłe uczucie. Wróciłam do domu.
- Jestem! - krzyknęłam.
Weszłam do salonu. Angie siedziała przy fortepianie i grała jakiś utwór.
- Violu, już przyszłaś. Jesteś głodna?
- Na razie nie. Jest Fede? - zapytałam.
- Nie, wyszedł gdzieś. - odpowiedziała.
Bardzo mnie zastanawia, gdzie mógłby wyjść. Zapewne do swojego najlepszego przyjaciela Justina. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do brata. Włączyła się sekretarka, więc zadzwoniłam do Justina.
Justin: Halo? - odezwał się po kilku sygnałach.
Ja: Jus, jest u ciebie Federico?
Justin: Nie, a co?
Ja: Bo nie ma go w domu. Dzięki, pa.
Justin: Pa!
Po chwili dostałam esemesa. Popatrzyłam na ekran telefonu : Wiadomość od Federico.
"Jestem w Twojej szkole. Tylko na 5 minut, dłuuugie 5 minut."
Co? Federico poszedł do szkoły. Rozwiązać sprawę z linką. Opowiadałam o Leonie. Leon jest na treningach. Cholera.
Wybiegłam z domu nie biorąc nawet torebki. Biegłam do szkoły najszybciej jak mogłam. Wpadłam do środka budynku. Nikogo nie było. Pobiegłam pod salę gimnastyczną. Chłopaki stali przed drzwiami do hali.
- Jeszcze raz dowiem się, że zrobiłeś coś mojej siostrze, a skopię ci tyłek, idioto! - krzyczał.
- Stop! To jakieś nie porozumienie. Federico idź stąd. - wrzeszczałam na brata. Odwrócił się na pięcie i odszedł. - Leon, przepraszam. Nie wiem co w niego wstąpiło. - tłumaczyłam się, ale on zabił mnie wzrokiem i wrócił do sali.
Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Dlaczego to zrobił? Powiedział, że tym razem nic nie zrobi. A najgorsze jest to, że oskarżył Leona. Tego, który jest niewinny. Boże, ratuj. Przetarłam łzy rogiem bluzki i wróciłam załamana i zapłakana do domu.
- Kochanie, co się stało? - zapytała od progu ciocia.
Zignorowałam jej pytanie i ruszyłam do pokoju brata.
- Jak mogłeś?! - wrzasnęłam.
- Nie mogłem tego tak zostawić.
- Ale nie wziąłeś pod uwagę tego, że mógł zrobić to każdy! Oglądałam kamery, Leon jest niewinny! Federico, coś ty zrobił?!
Chłopak momentalnie zrobił się czerwony. 
- Ja... Ja przepraszam. Chciałem dobrze dla ciebie.
Po jego policzku spłynęła łza przerażenia. Przytuliłam go mimo, że byłam na niego bardzo zła.
- Naprawię to malutka. Przepraszam. Masz go w znajomych na Facebooku?
Kiwnęłam głową. - Masz jego numer telefonu?
Ponownie przytaknęłam.
- Dawaj.
Chłopak zapisał cyferki do telefonu po czym wyszedł ze swojego pokoju. Nie wiem co będzie dalej, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziemy dobrymi przyjaciółmi.

Wiem, króciutki :(
Ale kochany blogger nie działa mi na telefonie jak należy i nie mogłam nic wkleić z żadnego notatnika. Porażka. Dopiero teraz jak wróciłam do domu dorwałam się do laptopa i wysłałam sobie na maila, a z maila na blogger i oto jest rozdział. Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu na końcówkę. Mimo to mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jest 01:35, dlatego doceńcie to :(
Spać mi się chce ;/ 
Dobranoc ;*
PS. Nikt nie wziął udziału w konkursie. No trudno :( Może następnym razem ;)


11.07.2015

Rozdział 002 - Co się stało, malutka?

23 maja 2015r. (sobota)*
Rozdział dedykowany: Tinicie Stoessel, Domci :D,
Lodofanaticas, Lagusiakowi, Lence Verdas i Tofika♥ ♥ Dziękuję misie ;*

Violetta
Po śniadaniu, około godziny trzynastej zaczęłam szykować się do wyjścia. Ubrałam biały T-shirt, krótkie dżinsowe spodenki i białe trampki.
- Angie, idę z dziewczynami na zakupy! - krzyknęłam, gdy schodziła ze schodów do salonu.
- Dobrze, skarbeńku. Pamiętaj, że dzisiaj przychodzą na nocowanko.
- Ciociu... - zaśmiałam się. - Nie mów do mnie skarbeńku, wystarczy skarbie. 
- Oj, no już. - uśmiechnęła się kładąc rękę na moim ramieniu. - Zjedzcie sobie obiad na mieście. Tylko nie fast foody! Jak będziecie już gotowe to zadzwońcie, a ja po was podjadę. Tu masz pieniądze. - wyciągnęła z portfela kilka banknotów i podała mi je. 
- Dziękuję ciociu. - dałam jej buziaka w policzek.
- Ej! - obok mnie stanął Fede z rękoma położonymi na biodrach.
Marszczył czoło. Był niezadowolony.
- Czemu ona zawsze dostaje hajs, a ja jestem poszkodowany? - zapytał wskazując palcem w moją stronę.
- Słuchaj, jeśli pójdziesz z nami do galerii i pomożesz nam nosić torby bez marudzenia to myślę, że ciocia da ci trochę kasy. - popatrzyłam się na kobietę z nadzieją. 
Od razu kiwnęła głową. Chciało mi się śmiać z mojego brata. Jego mina była bezcenna.
- Okey... - westchnął ciężko i uśmiechnął się.
Zapiszczałam z radości i przybiłam piątkę z ciocią.
- Proszę Feduś. - podała mu trochę pieniędzy.
Schował "prezent" do kieszeni i ubrał buty. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu. W połowie drogi spotkaliśmy dziewczyny. Uściskaliśmy je i razem doszliśmy do celu. Pierwszym sklepem był jeden z najlepszych butików, gdzie spędziłyśmy około godzinę. Przymierzałyśmy sobie botki na obcasie. Następnymi sklepami były te z ciuchami i biżuterią. Federico tylko siedział na pufach z twarzą w dłoniach i śmiał się, gdy się sprzeczałyśmy. Pod koniec naszej wycieczki poszliśmy do włoskiej restauracji, gdzie zjedliśmy naprawdę syty obiad. Wysłałam cioci esemesa i już  po chwili pod galerię podjechało białe BMW. Spakowaliśmy zakupy do bagażnika i wsiedliśmy do auta. Zapięliśmy pasy i odjechaliśmy do domu. 
- I jak zakupy, Fede? - zapytała Angie  patrząc przed siebie.
- Masakra... - westchnął.
Wszystkie momentalnie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- No nie było aż tak źle chyba. - powiedziałam.
- Nie, wogóle... Tylko: Fede! Jak myślisz? Czerwona, czy czarna? A może nie, biała! Fede... - przedrzeźniał nas.
Angie zaczęła chichotać, a zaraz my dołączyłyśmy do niej.
- To co, dziewczynki? Przyszykowane już na nocowanko? - zapytała po chwili starsza kobieta,
Wszystkie kiwnęły równo głową. Po pewnym czasie dotarliśmy do domu. Rozpakowaliśmy bagażnik i weszliśmy do środka. Ciocia weszła do kuchni i zaczęła przygotowywać kolację. Fede rzucił się na kanapę i włączył telewizor na kanale sportowym. Zaś my, poszłyśmy do mojego pokoju. Dyskutowałyśmy na temat zakupów, a potem przyszykowałyśmy miejsce do spania. Przebrałyśmy się w piżamy i zeszłyśmy do salonu. Fede wyłączył telewizor i poszedł za nami do stołu. 
- Mmm... Jakie ładne piżamki, dziewczyny... - uśmiechnął się łobuzersko.
- Debilu! - krzyknęłyśmy na raz.
Uderzyłam go lekko w głowę, na co się zaśmiał.
- Sorry. - powiedział przez śmiech.
Zajęłyśmy miejsca. Po chwili dołączyła do nas Angie przynosząc kolację. Wyjątkowo nie zjadłam dużo przez ten pyszny obiad w restauracji, który zatkał mi żołądek. Dziewczyny zjadły małą porcję owsianki i wypiły pomarańczowy sok. Wstałyśmy i skierowałyśmy się w stronę białych schodów.
- Dobranoc! - krzyknęłyśmy.
- Idziecie spać? - zapytał Fede wychylając się zza ściany,
- Nie, będziemy oglądać jeszcze jakiś film. - odpowiedziałam i pobiegłam za przyjaciółkami.
Weszłyśmy do pokoju w odcieniach różu i fioletu, czyli moich ulubionych barwach. Jak już się pewnie domyślacie - moje królestwo połączone z łazienką. Włączyłam laptopa i położyłam go na biurku. Położyłyśmy się obok siebie na łóżku i zaczęłyśmy oglądać horror.Horror z moimi kochanymi dziewczynami to najlepsza rzecz pod słońcem!
"Dziewczyna wyszła oburzona z domu. Nie mogła uwierzyć w to co mówił ksiądz. To nie możliwe, żeby w moim domu przesiadowały demony. - myślała. Poszła w swoje ulubione miejsce, czyli nad jezioro. Kucnęła przy wodzie i popatrzyła na swoje odbicie. I nagle ktoś ją..."
- Buu! - Fede krzyknął przejeżdżając ręką po naszych plecach.
- Aaaaaaaa! - darłyśmy się na całe gardło.
Przez ciało przeszedł mnie zimny dreszcz. Brr...
- Federico! To było okropne! Jak w ogóle mogłeś to zrobić debilu! Jesteś naprawdę niepoważny! Kpisz sobie z nas! Mogłyśmy dostać zawału, i to w takim momencie! - krzyczałam wkurzona. - Z czego się śmiejesz?
- Jesteś cała czerwona. - chichotał. - To miał być tylko żart, okey?
Usiadł obok nas i wszystkie mocno przytulił.
- A teraz lećcie spać. Za dużo wrażeń jak na dziś. Nie zaśniecie. Dobranoc dziewczyny. - zgasił laptopa i wyszedł z pokoju. - I przepraszam. - mrugnął.
Zamknął drzwi. Nastała cisza. Odetchnęłam z ulgą.
- Kocham twojego brata. - zaśmiała się Fran.
- Serio? Tego idiotę? - wytrzeszczyłam oczy.
- No, ale nas potem tak słodko przytulił... - rozmarzyła się Camila.
- Dobra, serio. Za dużo jak na dziś.
Zgasiłam lampkę, która stała tuż przy moim łóżku. Fran i Cami zeszły na swoje materace. Przykryłam się kołdrą i wtuliłam w fioletową poduszkę. Serce zwalniało swoje tempo, a oddech z czasem się wyrównywał. Po chwili zasnęłam.

25 maja 2015r. (poniedziałek)
- Dziewczyny, idę już do pra... - do pokoju wparowała Angie z torebką w ręku.
- Dzień dobry. - Francesca przetarła oczy.
Powoli usiadłam na łóżku ziewając. Kobieta zwinęła rolety. Wtuliłam się twarz w poduszkę czując promienie słoneczne wpadające przez okno.
- Macie na dziewiątą? - zapytała.
Spojrzałam na zegarek w telefonie, 7:30.
- Camila, Camila! Obudź się! - krzyczałyśmy.
Zerwała się przerażona na równe nogi. Pobiegłyśmy wszystkie do łazienki, ubrałyśmy się i wykonałyśmy resztę porannych czynności. Zawiesiłyśmy na ramionach plecaki i wzięłyśmy zrobione przez ciocię kanapki. Oczywiście jadłyśmy je w drodze do szkoły. Pierwsza biologia. Pani nie lubi, gdy ktoś się spóźni. Nawet Ludmiła zawsze w poniedziałki przychodzi punktualnie, a nawet o kilka minut wcześniej. Na szczęście spokojnie zdążyłyśmy na zajęcia.
Po pierwszej lekcji kilka osób zebrało się wokół Diego. W tym moje dwie przyjaciółki i Ludmiła. Tak, ona... Podeszłam do niemałej grupki.
- No i wtedy on wszedł na tą scenę i zaczął płakać. - mówił.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- A ja oglądałam filmik jak taka babka miała zaśpiewać, a się zesrała. - i ponownie słychać było śmiechy.
- No, a ty co powiesz, Violetta? - zapytał Diego. - W ogóle czemu ty nigdy nic nie mówisz?
- Bo nie mam o czym. Poruszacie jakieś bezsensowne tematy. Jakby nie było czegoś innego do omawiania.  - powiedziałam szybko i odeszłam do szatni.
Wyjęłam z plecaka strój do ćwiczeń i się przebrałam. Po chwili dołączyły do mnie wszystkie dziewczyny z klasy i zrobiły dokładnie to samo co ja. Wyciągnęłam z worka tenisówki i założyłam je. Po dzwonku kończyłam jeszcze wiązać sznurówki. Wbiegłam na salę gimnastyczną. Można się już domyślić, że jest to lekcja w-fu. Lubię grać w wszelkie "piłki" tj. ręczna, siatka, koszykówka, czy nożna, ale to nie oznacza, ze jestem w tym dobra.
- Siema dzieciaki! - klasnął mężczyzna.
To jedyny nauczyciel w szkole, który jest w pełni na luzie.
- Dzisiaj mamy biegi na 300 metrów, na czas. Dajcie z siebie wszystko, bo pamiętajcie, że za dwa tygodnie mamy wyścigi między szkolne. Mamy to wygrać, okey?
Przytaknęliśmy. Wyszliśmy na dwór i poszliśmy do pobliskiego parku, gdzie jest miejsce do biegania. Na miejscu odłożyłam butelkę z wodą na trawę i ustawiłam się w rzędzie z pozostałymi.
- No to tak... Peter, Ludmiła i Kate. Francesca, Violetta i Leon. Camila, Stephie i Xabian. [...] - nauczyciel łączył uczniów w trójki. - Pamiętajcie, przy czerwonym słupku macie przyspieszyć na tyle ile was stać, a nawet jeszcze bardziej. Trzymam kciuki.
Pierwsza grupa pobiegła i wróciła z bardzo dobrym czasem. Teraz nasza kolej. Fran, Leon i ja ustawiliśmy się przed białą linią i po gwizdku wystartowaliśmy. Biegliśmy łeb w łeb. Francesca po kilku minutach została z tyłu. Czerwony słupek. Widzę postać Leona przede mną. Tak nie może być. Muszę pokazać, że jestem szybsza, lepsza, że pobiję chłopaka. Nie jest słaba. Nie jestem głupia i nieważna. Zbliżyłam się do niego i skręciłam lekko w lewo, aby być przed nim. Ale chyba on tego nie zauważył i wpadliśmy na siebie. Chłopak przewrócił się na ziemię, a ja na jego umięśnione ciało. Wow, jest mega. No tak, przecież chodzi co dwa tygodnie na siłownię. Sama się dziwię, że udało mi się go wyprzedzić. Gdy wreszcie doszło do mnie co właśnie się stało szybko się zerwałam i otrzepałam nogi z brudu. Podałam mu rękę.
- Yyy, przepraszam cię bardzo. Nic ci nie jest? Naprawdę nie chciałam.
- Nie, jest okey. Dzięki. - odpowiedział.
Jego biała bluzka była wtedy czarna. Czarna od ziemi. Trener gwizdnął.
- Leon, Violetta! Proszę tuta podejść. - krzyknął. - Leo, (tak czasami mówi na Leona) gdzie widziałeś tego zająca? - zaśmiał się.
Chłopak kuśtykał. Bolała go noga, a z kolana leciała krew. Przez ta całą sytuacje musieliśmy wrócić do szkoły. Byłam przygnębiona. Dziewczyny mnie pocieszały, że to nie moja wina, ale ja i tak wiem, że to wszystko jest właśnie przeze mnie. Teraz będę mieć następne przezwisko: niezdara. Cóż, zasłużyłam sobie. Po lekcji, na przerwie, gdy Fran i Cami poszły do sklepiku podeszła do mnie Ludmiła. Czy ja muszę mieć takie szczęście, że jednego dnia dzieje się tyle koszmarnych rzeczy? Dlaczego? Czemu mnie to ciągle prześladuje? Ten pech.
- To wszystko twoja wina, wiesz o tym, prawda, Violetta? - zaśmiała się. - Mówił ci ktoś, ze jesteś we W-S-Z-Y-S-T-K-I-M zła? Nie? No to już wiesz, ode mnie oczywiście. - wyszczerzyła zęby.
- No wiesz, ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem takim pustakiem. Oh, jak dobrze. - westchnęłam.
- Jeszcze pożałujesz, suko! - krzyknęła, co zwróciło uwagę uczniów przebywających na tym piętrze.
Ostatnie słowo zabolało, ale wiem, że powiedziała tak ze złości. Nie ma się czym martwić przecież. To tylko Ludmiła. Ludmiła, na nią wszystko stać. Zaczynam się bać. Ja chcę żyć!
Następne lekcje minęły normalnie. Udało mi się na kilka dobrych godzin zapomnieć o dzisiejszym wypadku. Po chemii założyłam na plecy plecaki i skierowałam się ku wyjściu. I gdy miałam zejść po schodkach w dół do drzwi wyjściowych potknęłam się o... O linkę? O mało nie spadłam ze schodów. Udało mi się sprawnie wyhamować. Ale skąd ta linka i kto chciałby zrobić mi krzywdę? Wstałam i poprawiłam podwiniętą spódniczkę. Poczułam ciepło na ramieniu, które po chwili zniknęło. Była to dłoń Leona.
- Nic ci się nie stało?
- Tak. - zapatrzyłam się w niego jak w obrazek.
Te śliczne szmaragdowe oczy i ten wspaniały uśmiech.
Zmarszczył pytająco brwi.
- Yyy... Nie, w porządku. Nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się i poszłam.
Skąd on się tu znalazł? Przecież miał jeszcze dodatkowe zajęcia z języka angielskiego, a nikt z naszej klasy nie schodzi na parter. Czy ta linka... To właśnie Leon ją mi podstawił pod nogi chcąc się zemścić za upadek na w-fie? Myslałam... Z resztą, kogo to obchodzi? Doszłam szybko do domu. Ściągnęłam plecak i rzuciłam w kąt.
- Jestem, cześć! - pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Włączyłam na fula muzykę i zaczęłam śpiewać, ale nie mogłam. To wszystko mnie wykańcza. Wyłączyłam radio i zaczęłam płakać.
- Vilu! - usłyszałam zza drzwi głos Federa.
Chłopak wszedł do środka.
- Violu, obiad. Wołaliśmy cię, ale ty nie sły... Siostrzyczko, płaczesz?
Usiadł koło mnie i lekko pociągnął, dzięki czemu usiadłam. Brat mocno mnie przytulił. Potrzebowałam tego.
- Czemu? Co się stało, malutka? - zapytał troskliwie.
- Jestem poniżana! Wszyscy się nade mną znęcają! Krytykują, mówią słowa, które bolą. Dzisiaj przez przypadek na w-fie popchnęłam kolegę przez co teraz trochę kuleje. Ale ja naprawdę nie chciałam. Potem oberwało mi się od Ludmiły i zostałam nazwana suką. A, gdy wychodziłam ze szkoły ktoś podłożył mi linkę i upadłam. Wydaje mi się, że to ten kolega z w-fu, Leon. Ale nie mogę go oskarżać nie mając dowodów. - wyznałam.
- Zabiję gnojka, zabiję! A cała reszta zginie tak samo! Jutro, nie idziesz sama do szkoły. Twój braciszek ci trochę potowarzyszy. Tylko na 5 minut, długie 5 minut... - uderzył pięścią w poduszkę.
- Nie, Fede. Proszę, nie rób tego. To pogorszy sytuację!

*Zaczęłam pisać daty, czyli czas w opowiadaniu. Tak będzie mi łatwiej. Daty także dopisałam w prologu i pierwszym rozdziale.

Hejka, kochani!
Jest w końcu dwójeczka! Jeeeej! 
Heh :D Mam nadzieję, że się podoba :)
Niżej jest One Shot :) 
Czekam na komentarze i do zobaczenia :) 
Kocham ;*

PS1: Rozdziały będą dedykowane tym, którzy komentowali pod wcześniejszym rozdziałem.
PS2: Zmieniłam nazwę z Julia Verdas na Niunia Verdas. Czemu? A dłatego, że ostatnio zostałam przez tatę i kuzyna nazwana niunią. I jakoś tak mi się spodobało :D heh :)

Julia Verdas
Niunia Verdas 












7.07.2015

One Shot "Przypadek, czy prawdziwa miłość?"

Znalezione obrazy dla zapytania Leonetta

"Przypadek, czy prawdziwa miłość?"

One Shot, który zajął 2 miejsce w konkursie Vicky Victorious
Dziękuję Ci kochana. To właśnie Tobie go dedykuję  

Violetta
Nie mogę w to uwierzyć. Niedługo stanę się gwiazdą. Będę błyszczeć ma scenie. I te uczucie, kiedy widownia wykrzykuje twoje imię i pragnie, abyś wyszedł na scenę. Za chwilę ostatni koncert trasy i niespodzianka, którą obiecał nam Pablo.
- Dzieciaki! Wchodzimy! - krzyknął nauczyciel.
- Poczekajcie! - wystawiłam ręce do przodu.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! - wszyscy chórem wykrzyknęliśmy.

Słysząc melodię piosenki "En mi mundo" z ogromną energią wybiegłam na scenę. Fani na mój widok zaczęli krzyczeć co sprawiło uśmiech na mojej twarzy. Zaraz dobiegli do mnie przyjaciele i razem zaśpiewaliśmy następne piosenki. Widownia pokazała na co ich stać i  z nami śpiewali znane im dobrze utwory. To niesamowite ile ludzi mnie i moich rówieśników z zespołu uwielbia. Daliśmy z siebie wszystko. Włożyliśmy w to całe nasze serca. To ostatni, najważniejszy koncert. Nigdy nie wiadomo, czy jeszcze w takim składzie kiedyś wyruszymy w kolejną trasę. Pod koniec koncertu, po moim przemówieniu fani pożegnali nas ogromnymi oklaskami. Cały stadion klaskał. Cudowny dźwięk dla moich uszu. Zmęczeni, ale szczęśliwi i uśmiechnięci weszliśmy za kulisy, gdzie czekał na nas Pablo.
- Byliście świetni. Niesamowite, że mamy takich uczniów. No to teraz tak bardzo wyczekiwana przez was niespodzianka!
Nastała cisza oczekiwania.
- Jedziemy się spotkać z najlepszymi koszykarzami w Hiszpanii! - krzyknął radośnie.
Zamarłam, a po chwili ja i wszystkie dziewczyny zaczęłyśmy głośno piszczeć ze szczęścia. Zaś chłopcy przybili sobie piątki z okrzykiem "Jea!". Natychmiast przebraliśmy się w luźne ciuchy. Wiadomo, to co innego niż te wszystkie sztywne sukienki i buty. Odjechaliśmy, a ja nadal nie mogę pojąć, że zobaczę największe ciacho na świecie - Leona Verdasa. Moje myśli przerwał sen po męczącym koncercie. Po kilku godzinach jazdy obudził mnie głośny krzyk Francesci, która siedziała obok mnie w autokarze.
- Viola!
Zerwałam się przerażona.
- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny.  - zaśmiała się.
- Po co mnie budzisz?
- Zara... Już jesteśmy.
- Co? Jak ja wyglądam? A moje włosy? - szybko zrobiłam niechlujnego, ale nawet ładnego kucyka. Wzięłam łyk wody i wysiadłam z pojazdu.
Wbiegłam na boisko szukając JEGO. Cóż, nie ma. Wróciłam się do autokaru chcąc powiedzieć cos przyjaciółkom, ale wpadłam na umięśnioną klatkę wysokiego chłopaka. Tak, był ode mnie dużo wyższy. Miał krótkie, czarne spodenki i białą bluzkę na grubych ramiączkach. Spojrzałam w górę, aby zobaczyć twarz nieznajomego człowieka. To, co zobaczyłam totalnie mnie zszokowało.
- L-leon Verdas? - jąkałam się.
- Tak, to ja. Mistrz koszykówki reprezentujący Hiszpanię. - zaśmiał się.
- Leon Verdas!!! - pisnęłam. - Mogę zdjęcie?
- Jasne - odpowiedział.
Wyjęłam z torebki Iphona, wyciągnęłam rękę do przodu, przytuliłam się do Leona i pstryknęłam fotkę. Śliczna.
Wstawiłam zdjęcie na Facebooka.
- Moja kuzynka cię uwielbia. Była na koncercie dwa tygodnie temu i wyszła cała zapłakana. Spełniła swoje marzenie. Cieszyłaby się, gdyby mogła cię spotkać face to face. - powiedział odciągając mnie od ekranu telefonu.
- Naprawdę?
Przytaknął.
- No, nie dziwię się jej. Jesteś śliczna i jak słuchałem na YouTubie jak śpiewasz to teraz stwierdzam, że masz niezwykły głos.
- Przestań. - spuściłam głowę czując, że moja twarz nabiera rumianych kolorków.
- No tak. Ty super śpiewasz, a ja super gram na boisku. - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
- Ale ty skromny... - zaśmiałam się.
Chłopak odszedł do swojej drużyny i zaczął z nimi rozmawiać i śmiać się. Ciekawa jestem, czy poruszył coś na mój temat. Miło by mi było. Jejku, jaki on jest słodki. Fajnie się z nim rozmawia. Tak, jakby był moim najlepszym przyjacielem od kilku dobrych lat. Podeszłam do dziewczyn.
- Mam z nim selfie! - pokazałam fotkę z telefonu.
I wtedy Leon zdjął z siebie koszulkę. O mój Boże! Jaki on jest boski.
- Aaaa! - zaczęłyśmy piszczeć.
Zaśmiał się i mrugnął do nas.
- Zawsze tak reagują. - krzyknął do kolegi.
Bodajże do Diego.
- O matko, on będzie mój! - krzyknęła włoszka.
- Ooo nie, mój!
- A ja? To ja jestem ta najpiękniejszą blondynką. Będzie mój!
- Przestańcie. Żadna go nie będzie miała... W końcu sławni mają swoją tradycję. Dziewczyna? Owszem, ale tylko na chwilkę. No, ale nie będę gorsza. Leon będzie M-Ó-J - uśmiechnęłam się chytro.
Dziewczyny rzuciły mi groźne spojrzenie. Pobiegłyśmy na środek boiska. Podeszłam szybkim krokiem po piłkę. Znów wpadłam na NIEGO. Co za szczęście. Jednak tym razem nie było tak wesoło. Przewrócił się przekrzywiając nogę w bok. Brawo Violka! Wpadka zaliczona!
- Jezu, przepraszam! Nic Ci nie jest? Czekaj zadzwonię po karetkę.
- Nie! Stop, stop! Nic mi nie jest. - uspokoił mnie.
- Na pewno? A wstaniesz? - podałam mu rękę, którą złapał.
Wstał i ponownie usiadł. Dotknął obolałego miejsca i syknął.
- Dzwonię.- jak powiedziałam tak zrobiłam.
Pogotowie przyjechało po 10 minutach. Zabrało go do szpitala na prześwietlenie, a mnie podwiózł Pablo. Na miejscu szybko pobiegłam do środka. Tam, gdzie zawieziono chłopaka.
- Violetta! Wracaj! Musimy jechać - wołał mężczyzna.
- Zadzwoń do taty. Wrócę za kilka tygodni. Będziemy w kontakcie. Wróć do reszty, dam sobie radę.
Weszłam do środka, a recepcjonistka po kilku minutowych namawianiach wskazała mi odpowiednią salę. Zapukałam lekko do wyznaczonego pomieszczenia i weszłam do środka. Lekarz, który zapisywał coś na kartce po chwili wyszedł. Usiadłam koło Leona i wyznałam:
- Wiem, że teraz mnie nienawidzisz. Ja jestem dla ciebie nikim, tylko fanką. Wiem, że to co zrobiłam jest okropne, Chcę, abyś jednak pamiętał o mnie. Po prostu, że jest taka osoba jak ja. Jest mi naprawdę głupio. Teraz nie zagrasz na mistrzostwach, nie wybaczysz mi. Przykro mi. Przepraszam - pocałowałam go w policzek i wyszłam płacząc.
Nie wiem, dlaczego tak naprawdę płaczę. Przecież i tak by nic między nami nie zaszło. Czuję się tak jakby obiecano mi spotkanie ze sławną osobą, a potem się okazuję, że pomylono nazwiska i ktoś inny go spotka. Ale nie mogę wrócić do Buenos Aires. To byłoby nierozsądne posunięcie. Zostaję tutaj. Poczułam buczenie w kieszeni.

*Od Nieznany* 584******
Gdzie jesteś?
Leon Verdas

On zna mój numer?

*Do Leon*
Nie martw się, zapłacę za rehabilitację.

*Od Leon*
Chodź do mnie.

Nie miałam zamiaru tam iść. Nie chcę. Nie dam rady. Usiadłam na krzesełku i zasnęłam.

~Następny dzień~
7:00
Obudziłam się na korytarzu szpitalnym. Za mną w pokoju leży Leon. Śpi. Weszłam cichutko do środka i usiadłam koło niego.
- Przepraszam. Jestem pustą idiotką, ale zapłacę. Zobaczysz, jeszcze wygrasz. Jesteś silny, a ja nie. Nie zapomnę o tym co ci zrobiłam. Przykro mi. - dałam mu buzi w czoło i wyszłam.
- Jak Leon? - zapytałam lekarza.
- Kość w nodze przekręciła się o kilka stopni, prawdopodobne jest, że upadł na rękę, więc nadgarstek jest mocno nadwyrężony. Potrzebuje natychmiastowej rehabilitacji, aby mógł dalej grać.
- Dziękuję - szepnęłam i wyszłam ze szpitala.
Poszłam do restauracji coś zjeść. Od wczoraj ze stresu nic nie miałam w ustach. Bardzo boję się o Leona. To wszystko moja wina. Dostanę ochrzan od jego trenera. W końcu straci swojego zawodnika. Wieczorem znowu poszłam do niego.
Wzięłam głęboki wdech i wydusiłam:
- Rehabilitację masz zapewnioną.
Tylko te słowa potrafiłam z siebie wydobyć. Wybiegłam. Łzy leciały mi jak strumienie wodospadu. Nie wytrzymuję. Nie mogę.

~Trzeci dzień~
8:30
Poszłam do łazienki przemyć buzię i tak jak zawsze odwiedziłam Leona. Pogłaskałam go po głowie, a moje łzy spadały jedna po drugiej na jego kołdrę. Po raz kolejny wzięłam tabletki uspakajające, które kupiłam w aptece. Łykam je po kilka razy dziennie. Wiem, że to grozi mojemu zdrowiu, ale to będzie dla mnie kara. Chcę żyć, chcę być zdrowa i chcę spełniać marzenia, ale nie chcę żyć przeszłością. Tym, że wyrządziłam komuś krzywdę i nie może spełniać się w swoim zawodzie.
Zaczął się przebudzać.
- Violetta. - usiadł.
- Nie, przepraszam. Nie powinno mnie tutaj być. - wstałam, lecz on złapał mnie za nadgarstek.
- Puść mnie! - krzyknęłam
- Podeszłam do drzwi. Nie patrząc na niego z trudem wydusiłam:
- Zapomnij o mnie. Nie dzwoń, nie pisz, nie myśl.
- Jak mam o Tobie zapomnieć? Nikt inny się tak o mnie nie troszczył. Kocham Cię!
- Co? - odwróciłam się. - Nie, ja nie zasługuję na ciebie. Przepraszam.
Wyszłam cała zapłakana. Usiadłam na krzesełku na korytarzu. Skuliłam się. Włożyłam głowę między kolana i płakałam. W myślach wyżalałam się nad sobą. Nawet nie przeszło mi przeszły mi przez głowę jego słowa. Nie mogłam się na tym skupić. Chodziło tylko o to, że już nigdy więcej go nie zobaczę, a w telewizji ciężko będzie mi na niego spojrzeć. Ponownie wzięłam tabletki.
Usłyszałam głos pielęgniarki.
- Panie Leonie, proszę natychmiast wrócić do łóżka!
Spojrzałam w bok. Stał tam ON w niebieskiej piżamie. Powoli do mnie podszedł i usiadł na krześle obok.
- Nie bierz tych tabletek. Proszę, wyrzuć je. Od skręconej kostki nie umrę, a od tych prochów można stracić życie
- Przepraszam - szepnęłam.
Objął mnie. Jego bluzka z czasem stawała się coraz bardzie mokra od łez spływających z moich oczu.
- Nie przepraszaj. Przecież to mogło zdarzyć się każdemu. To tylko skręcona kostka i boląca ręką. Nie przez takie rzeczy przechodziłem. Miałem też złamaną nogę i znowu jestem zdrowy. Nie martw się mną. Nie jestem małym chłopcem. Radzę sobie w takich sytuacjach. - pocieszał.
- Ale do mistrzostw zostało niewiele czasu. Boję się, że nie zdążysz. A wtedy ja odejdę już na zawsze o d tego miejsca.
- Ale ja cię kocham, Violetta. Nikt inny nie troszczyłby się tak o mnie, nie spędzałby całymi dniami w szpitalui, nie śpiewał mi wieczorami. Ja to wszystko słyszałem. Nie budziłem się specjalnie, żebym mógł usłyszeć twój głos. Ale dzisiaj nie wytrzymałem. Nie chciałem, żebyś się smuciła. -  wyznał. - Violu, przejdźmy przez to razem. Zostaniesz moją dziewczyną?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wierzę w to, naprawdę nie wierzę. Przede mną stoi mistrz świata i prosi mnie, czy zostanę jego dziewczyną. To chyba sen. Szczypię się lekko w ramię i odpowiadam nieśmiało.
- Ttak... Kocham cię, Leon. Chcę spędzić z tobą całe życie. Nie dlatego, że jesteś znany tylko za to kim jesteś. A jesteś wspaniałym chłopakiem z pięknym sercem.
- Ja również Vilu.
Od następnego dnia przez tydzień trwały rehabilitację, na których Leon mimo bólu walczył do końca. I tak oto teraz jest na mistrzostwach. Jesteśmy razem i nic nas nie rozdzieli. Dziewczyny przyjechały obejrzeć go.
- Jak Leon? - zapytała włoszka.
- Sama widzisz. - uśmiechnęłam się na widok wchodzącego na boisko Leona.
- A coś ty taka wesoła?
Nie odpowiedziałam.
- Ale ciacho... - rozmarzyła się Cami.
- Bo moje.

Narrator, 5 lat później.
Leon po wygranych meczach oświadczył się Violettcie i ożenił się z nią. W wieku dwudziestu trzech lat zapłodnił ich córeczkę - Jessicę. Stworzyli kochającą się rodzinę. Violetta jest sławną piosenkarką, a Leon dalej rozwija się w swojej sportowej karierze.