30.01.2016

Konkursowy One Shot, III miejsce: karolaaavlover

 "Prawdziwa miłość przetrwa wszystko"

*kursywą będą pisane wspomnienia


Ona-22-latka mieszka w Madrycie, jest tajną agentką . Liceum było najlepszym okresem w jej życiu: miała chłopaka, którego nadal kocha nad życie, ale rozstali się przez kłótnię. Miała również wspaniałych przyjaciół, ale utrzymuje kontakt jedynie ze swoją najlepszą przyjaciółką Ludmiłą, która pewnego dnia zostaje porwana.

On-22-latek mieszka w Buenos Aires, jest tajnym agentem. W liceum chodził z pewną dziewczyną i był z nią bardzo szczęśliwy, ale niestety zerwali ze sobą przez kłótnię, on nadal kocha ją nad życie i chciałby ją odzyskać. Utrzymuje kontakt ze wszystkimi przyjaciółmi z liceum oprócz niej.

Violetta

-Kolejny nudny, szary dzień-pomyślałam wstając rano i powoli zaczynając szykować się do pracy. Wykonałam wszystkie poranne czynności i podeszłam do szafy aby się ubrać, ubrałam czarne jeansy, białą koszulę, czarny płaszcz i do tego czarne adidasy. Zjadłam śniadanie, wsiadłam do mojego Audi i pojechałam do agencji. Weszłam do budynku agencji i poszłam do swojego biura wcześniej witając się z sekretarką. Po pewnym czasie zadzwonił mój służbowy telefon, był to mój szef, który poprosił żebym przyszła do jego gabinetu, bo ma mi coś ważnego do przekazania. Poszłam do jego gabinetu, zapukałam i gdy usłyszałam głośne „Proszę!” weszłam do pomieszczenia.
-Witaj Violetto. Proszę usiądź.
-Witam szefie. Co to za ważna sprawa?
-Dostaliśmy zgłoszenie o porwaniu pewnej dziewczyny, a skoro ty jesteś najlepszą agentką, która u nas pracuje i zarazem najlepszą agentką w całym Meksyku więc weźmiesz udział w uratowaniu jej, ale nie będziesz sama, przysłaliśmy Ci do pomocy najlepszego agenta w Buenos Aires.
-Kim jest ta dziewczyna? Jak się nazywa?
-To 22-letnia dziewczyna o imieniu Ludmiła Ferro.
-...- Nie to niemożliwe. Ludmiła. Ludmiła Ferro. Moja Lu. Moja najlepsza przyjaciółka porwana.
-Violetto? Wszystko w porządku?
-Nie! Nic nie jest w porządku, bo moja najlepsza przyjaciółka została porwana!
-Przepraszam nie wiedziałem że jest to dla Ciebie ważna osoba.
-Nie to ja przepraszam. Pan o tym nie wiedział, a ja zareagowałam zbyt impulsywnie. Jeszcze raz przepraszam.
-Nic się nie stało, rozumiem.
-A tak zmieniając temat. Kim jest ten agent, który ma ze mną odbić Lu?
-Za chwilę powinien przyjść więc już za niedługo go poznasz.
Po chwili drzwi się otworzyły, a osobę którą tam zobaczyłam obudziła we mnie wszystkie wspomnienia....

Leon
Kilka dni wcześniej-dzień wyjazdu do Madrytu

-Będziemy za Tobą strasznie tęsknić-powiedziała Fran
-Przecież za tydzień, najwięcej dwa wracam.
Nagle podbiega do nas zdyszany Federico.
-Stary myślałem, że nie przyjdziesz.
-Jak mógłbym się nie pożegnać? I do tego zostawić Cię z tą bandą wariatów-powiedział wskazując na naszą paczkę.

-I kto to mówi? A kto chciał tańczyć na środku ulicy ze staruszką Gangnam Style?-zapytała go Cami
-To było dawno.
-Dawno? To było pięć dni temu.-powiedział Maxi a my zaczęliśmy się śmiać.
-Dobra cicho. Leon zaraz odlatuje a ja mam ważnego newsa.
-Co jest?
-Violetta mieszka w Madrycie!
-Co?!-krzyknęliśmy wszyscy
-No przecież mówię.
-Skąd Ty to wiesz?!
-Mam swoje źródła .
-Muszę ją odzyskać!-krzyknąłem
-I koniecznie jej powiedz, że za nią tęsknimy i ma do nas wrócić z Lu jak już ją uratujecie-powiedziała Fran. Przyjaciele wiedzieli o tym że Lu została porwana w końcu nie mam przed nimi tajemnic.
-Dobrze.-odpowiedziałem
-PASAŻEROWIE LECĄCY SAMOLOTEM Z BUENOS AIRES DO MADRYTU, PROSZĘ IŚĆ DO ODPRAWY.-usłyszeliśmy informację z głośników
-Dobra muszę iść, grupowy misiek.-powiedziałem i przytuliliśmy się wszyscy
-I pamiętaj masz wrócić z Vilu i Lu.-powiedziała Naty
-Inaczej możesz nie wracać-powiedział Broduey
-Dobrze.-zaśmiałem się i poszedłem na odprawę, a potem leciałem już do Madrytu.

Kilka dni później

Właśnie idę do agencji gdzie pracują najlepsi tajni agenci w całym Madrycie. Już za chwilę mam spotkać się z szefem tej agencji i dziewczyną, która będzie moją wspólniczką w czasie ratowania Lu. Mam nadzieję, że nie będzie jakąś zapatrzoną w siebie pustą lalą. Po 15 minutach doszedłem na miejsce, przywitałem się z sekretarką i zapytałem gdzie jest gabinet szefa tej agencji. Skierowałem się na trzecie piętro i udałem się pod pokój 314. Gdy byłem już pod drzwiami gabinetu zapukałem i gdy usłyszałem głośne „Proszę!” wszedłem. Gdy ujrzałem osobę siedzącą naprzeciwko szefa tej agencji zamurowało mnie. To ona. To Violetta. Nic się nie zmieniła, nadal jest tak samo piękna tylko nie ma już 19 lat, teraz zostało mi jedynie pogodzić się z nią i zrobić wszystko żebyśmy znowu byli razem, bo ja nadal ją kocham i muszę ją odzyskać.

Violetta

(…) Po chwili drzwi się otworzyły a osobę, którą tam zobaczyłam obudziła we mnie wszystkie wspomnienia, a tą był Leon.
-Violetta?!-powiedział zdziwiony i radosny moim widokiem.
-Leon.-odpowiedziałam oschle
-Chwila, chwila to wy się znacie?-zapytał mój szef
-Niestety tak.-odpowiedziałam
-Niestety? Violetta nie okłamuj samej siebie.
-Ja siebie nie okłamuje.-skłamałam
-Przepraszam was bardzo, ale może najpierw omówimy plan działania i inne podobne do tego sprawy, a potem porozmawiacie.
-No to jaki jest plan odbicia Lu?-powiedziałam
-Violetto, Leonie przygotujcie się tak samo jak do każdej misji, ale ty Leonie zabierz ze sobą również trochę więcej różnych rodzajów broń, bo może się przydać. Misja rozpocznie się pojutrze więc zjawcie się pojutrze punkt 10:00
-Dobrze-powiedzieliśmy na równi, a ja poczułam jak moje policzki przybierają kolor purpury.
-No to teraz macie wolne popołudnie. Miłego dnia.
-Do widzenia.-powiedział Leon
-Do zobaczenia szefie.-pożegnałam się i wyszłam jak najszybciej, ponieważ nie chciałam rozmawiać z Leonem niestety nie udało mi się, ponieważ on mnie dogonił.
-Violetta czemu uciekłaś i nie porozmawiałaś ze mną?
-Nie mamy o czym rozmawiać.
-No to skoro nie porozmawiamy o nas...-mówił, ale nie dałam mu dokończyć.
-Leon nie ma żadnych nas!
-Ale ja chcę to naprawić.
-Nie ma co naprawiać, zepsułeś wszystko i nie masz co naprawiać.
-Violetta daj mi szansę.
-Nie, już miałeś dość szans. Coś jeszcze masz mi do powiedzenia?-kiedy to mówiłam czułam się okropnie jakby moje serce kolejny raz rozsypało się na milion małych kawałeczków i krwawiło, tak bardzo pragnę się teraz do niego przytulić, pocałować i już nigdy nie puszczać, ale to nie jest możliwe.
-Tak. Fran, Cami, Naty, Maxi, Fede, Marco i Broduey tęsknią za Tobą i Lu.-nie mogłam nic powiedzieć. Oni za nami tęsknią. My za nimi też, ale nie możemy wrócić, a szczególnie ja. Lu by wróciła już dawno, ale nie chce zostawić mnie samej w Madrycie, bo jesteśmy dla siebie jak siostry. Ja nie mogę wrócić choćbym bardzo chciała, nie zniosę tego,że w tym mieście przebywa Leon Verdas i w każdej chwili mogę go spotkać, a w Madrycie nigdy go nie spotkam.
-Violetta, wszystko w porządku?-wyrwał mnie z rozmyślań Leon
Tak. Coś jeszcze masz mi do powiedzenia?
-Nie.
-Więc do zobaczenia na misji.
Jedyne co potem słyszałam to jego krzyki wołające moje imię. Nie zważałam na to. Poszłam do domu, zjadłam kolację, umyłam się i poszłam spać.

Następny dzień

Obudziłam się tak jak zawsze czyli o 8:00, a że nie idę dzisiaj do pracy to postanowiłam pójść na spacer. Wstałam, wykonałam poranne czynności, ubrałam się w miętową sukienkę i do tego czarne szpilki, zjadłam śniadanie i wyszłam. Postanowiłam pójść do parku. Usiadłam na ławce pod drzewem i zaczęłam wspominać.
Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w Studio On Beat, bardzo się cieszę i jednocześnie stresuję. Szłam tak przez park kiedy zobaczyłam budynek Studia na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Weszłam do środka i poszłam sprawdzić jaką mam pierwszą lekcję. Już miałam iść do auli ale zderzyłam się z kimś i już miałam poczuć spotkanie z twardą podłogą, ale tak się nie stało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą przystojnego chłopaka o pięknych szmaragdowych oczach i zniewalającym uśmiechu. Violetta czy ty się zakochałaś?! Nie to niemożliwe-pomyślałam.
-Wszystko w porządku?-zapytał. Widać było na jego twarzy zmartwienie.
-Tak. Dziękuję.
-Nie ma za co. Jestem Leon.
-Violetta.

Właśnie idę z Leonem na spacer. Jesteśmy w parku. Zastanawiam się gdzie idziemy.
-Leon gdzie my tak właściwie idziemy?
-Niespodzianka.
Po chwili ujrzałam piękną polankę i jeziorko.
-Leon jak tu pięknie!
-Dla Ciebie wszystko księżniczko.-poczułam że się rumienię. Po chwili siedzieliśmy na ławce i patrzyliśmy się w horyzont. Nagle Leon wyjął gitarę i zaczął śpiewać piosenkę, która mi się przyśniła. Po chwili ja dołączyłam do niego. Kiedy skończyliśmy zapytałam;
-Leon skąd to znasz?
-Przyśniła mi się .
-Mi też. Co to znaczy?
-Myślę, że to jakiś znak-powiedział, a po chwili poczułam jego usta na moich.

Właśnie leżymy na kocu na łące. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Leon?
-Tak skarbie?
-Obiecaj mi coś.
-Co tylko zechcesz.
-Obiecaj mi, że już zawsze będziemy razem i że mnie nie opuścisz.
-Obiecuję.-powiedział i mnie pocałował.

-Dziewczyny co powiecie na nockę u mnie?-zapytała Fran
-Tak!!!
-Tylko bez chłopaków, nic i nie mówcie.
-Bez chłopaków.-przytaknęłyśmy
-Słyszeliście to? One nie chcą z nami spędzić wieczoru-powiedział Fede
-I co teraz?-spytali chłopacy
-Mam plan.
Jesteśmy wszystkie u Fran i oglądamy horror, nagle słyszymy podejrzany hałas dobiegający z ogrodu, obracamy się w stronę szklanych drzwi balkonowych i widzimy ubraną na czarno osobę na dworze. Chcemy to sprawdzić, ale żadna z nas nie ma śmiałości. W końcu ja wychodzę na dwór, zrywam maskę z tej osoby i mówię:
-Fede debilu. Coś ty znowu wymyślił?
-Chcieliśmy z chłopakami was przestraszyć.
-No to was się nie udało.

-Jak mogłaś mi to zrobić?!
-Leon uwierz mi ja Cię nie zdradziłam.
-Na tym zdjęciu widać co innego.
-Przecież to fotomontaż! Ja bym Cię nigdy nie zdradziła.
-Nie wierze Ci.
-To skoro mi nie ufasz, to nigdy nie ufałeś, a w tym wypadku nigdy nie kochałeś! Najwidoczniej nasz związek nie był prawdziwy i opierał się na kłamstwie! Przyznaj się wszystko co mi mówiłeś było kłamstwem!
-Co? Nie. Violu to nie tak...
-Nic już nie mów. Skoro mi nie wierzysz to z nami koniec!!-powiedziałam zapłakana i pobiegłam do swojego domu.
Czułam jak po moich policzkach spływa pełno łez. Nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Przez całe trzy lata dusiłam w sobie emocje więc w końcu muszę dać im wolność.
-Violu płaczesz?-usłyszałam nad sobą jego głos.
-Tak, a to wszystko przez Ciebie!-krzyknęłam i pobiegłam do domu zostawiając zdezorientowanego szatyna samego.

Następnego dnia. Dzień rozpoczęcia misji.

Wstałam o 8:00i pierwsze co pomyślałam to: „O Boże, to już dziś. To dziś odbiję Lu, ale jest jeden minus-muszę ten czas spędzić z Verdasem. Ugh...Cholernie go kocham i zależy mi na nim jak na nikim innym, ale nadal nie potrafię mu tego wszystkiego wybaczyć”. Po chwili rozmyślań wstałam z łóżka, ubrałam się jak do każdej misji, zjadłam śniadanie i ruszyłam do agencji.
Już od piętnastu minut czekamy na Verdasa, jeżeli nie pojawi się w ciągu pięciu minut to eksploduję, a całą misję szlag trafi. Po dwóch minutach widzę biegnącego Verdasa.
-No wreszcie książę raczył się zjawić.-rzucam oschle kiedy jest już przy mnie.
-Violu czemu jesteś dla mnie taka oschła?-zapytał
-Po pierwsze: nie mów do mnie Violu, bo tak mogą mówić do mnie bliskie mi osoby i przyjaciele, a Ty już do nich nie należysz i masz do mnie mówić Violetta, a po drugie: zachowuję się tak, bo sobie na to zasłużyłeś.-mówiąc to miałam w oczach łzy, ale muszę być twarda.
-Może omówimy już misję?-zapytał mój szef
-Dobrze. Słucham.-odpowiedziałam
-Chciałaś powiedzieć słuchamy-powiedział Leon z naciskiem na ostatnie słowo
-Verdas zamknij się już.-krzyknęłam zezłoszczona
-Violetto wiesz gdzie mieści się siedziba dawnej mafii, którą wytropiłaś miesiąc temu?
-Tak pamiętam.
-Właśnie tam mieści się siedziba dwóch porywaczy Ludmiły Ferro.
-Dwóch? Myślałam, że to będzie jeden facet.
-To chyba nie problem, miałaś gorsze misje.
-To prawda.
-Proszę oto kartka z adresem resztą ty się zajmij.
-Dobrze. Do zobaczenia.
-Violetto o co chodzi z tą mafią? Czy to było niebezpieczne?-pytał Leon kiedy szliśmy razem do opuszczonego budynku.
-Nie interesuj się, to nie jest ważne.
-Nieprawda to ważne poza tym martwię się o Ciebie.
-O popatrz jesteśmy. Zostań tu ja pójdę tam i wyjdę z Lu-chciałam odejść, ale niespodziewanie Leon obrócił mnie do siebie i pocałował. Tak bardzo brakowało mi jego ust, jego całego. Zaczęłam oddawać pocałunek, kiedy zdałam sobie sprawę co robię szybko się od niego oderwałam i uderzyłam go w policzek.-Co ty sobie wyobrażasz?!
-Przepraszam po prostu ja nadal Cię kocham i idę tam z Tobą.
-Jeżeli tego chcesz to chodź.-rzuciłam i podeszłam do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam po schodach na górę, otworzyłam pierwsze z brzegu drzwi i ujrzałam Lu.
-Jezu Lu nic Ci nie jest?!-wykrzyczałam odwiązując przyjaciółkę
-Violu to pułapka-wyszeptała Ludmi w tej samej chwili drzwi się zamknęły, a ja się odwróciłam i ujrzałam Thomasa i Diego-moich byłych chłopaków.
-Thomas? Diego?
-Violu wiedziałem, że przyjdziesz.-powiedział Thomas podchodząc do mnie.
-Ale Twój chłopak również się zjawił.-rzekł Diego
-Nie jesteśmy parą.
-Słyszałeś Thomas? Udało nam się.
-Jak to? Więc to wy wysłaliście mi te zdjęcia?-tym razem odezwał się Leon
-Oczywiście, a kto inny jest tak genialny jak nie my lalusiu?
-Chłopaki możecie się łaskawie zamknąć, lepiej powiedzcie mi po co porwaliście Ludmi?
-To proste.-zaczął Thomas-Ludmiła jest Twoją przyjaciółką więc porwaliśmy ją, bo wiedzieliśmy, że przybędziesz ją uratować, jedyną przeszkodą jest on-wskazał na Leona-tak naprawdę chodzi nam o Ciebie-w tej chwili Diego złapał mnie w pasie co uniemożliwiło mi ucieczkę.
-Puść mnie idioto!-po chwili poczułam, że uścisk się poluźnił więc szybko się wyrwałam i zobaczyłam Leona bijącego Diego.
-Violu wybacz mi to co teraz zrobię-powiedział Thomas-ale skoro my nie możemy być z Tobą to nikt nie może.-po chwili poczułam okropny ból w brzuchu więc się za niego złapałam i poczułam mokrą maź, spojrzałam na dół- to była krew, później widziałam już tylko ciemność.


Leon

Kiedy już poradziłem sobie z Diego usłyszałem strzał z pistoletu i krzyk Ludmiły. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem Violettę trzymającą się za brzuch i leżącą w kałuży krwi.
-Violetta!!-krzyknąłem i szybko do niej podbiegłem, wziąłem ją na ręce i wezwałem karetkę. Po chwili w oddali wyły syreny policyjne i karetki. Po jakiś piętnastu minutach dotarliśmy z Ludmi
do szpitala, do którego zabrali Violę. Na szczęście Diego i Thomas zostali aresztowani. Wbiegliśmy
do szpitala i zobaczyliśmy lekarza.
-Przepraszam doktorze co z Violettą Castillo?
-A kim państwo dla niej są?
-Yyy...ja jestem jej chłopakiem a to jej przyjaciółka.
-Dobrze a takim razie niech pan pójdzie ze mną.
Szedłem za lekarzem długim korytarzem, po którym co chwilę biegały pielęgniarki lub siedziały rodziny pacjentów, w końcu doszliśmy do pokoju na końcu korytarza.
-Zapraszam.
-Co z Violettą?
-Panna Castillo jest po operacji, którą bardzo dobrze przeszła, ale niestety jest w śpiączce.
-W śpiączce? Ile to potrwa?
-Nie wiem to zależy już od jej organizmu, ale jeżeli nie wybudzi się w ciągu miesiąca będziemy zmuszeni odłączyć ją od wszystkich maszyn.
-Rozumiem. A czy mogę ją odwiedzić?
-Tak, ale tylko jedna osoba może do niej wejść.
-Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.
Po wyjściu z gabinetu lekarza prowadzącego Violetty szedłem pod jej salę wolnym krokiem z głową spuszczoną smętnie w dół. Kiedy doszedłem pod salę Violi usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. To okropne. Osoba bez której nie wyobrażam sobie swojego życia właśnie walczy o życie i może się już nigdy nie wybudzić. Nikomu nie życzę aby znalazł się w takiej sytuacji.
-Leon co z Vilu?-spytała Ludmi
-Viola przeszła operację, ale jest w śpiączce i jeżeli w ciągu miesiąca nie wybudzi się lekarze odłączą ją od wszelkiej aparatury.
Ludmi nic nie powiedziała tylko się rozpłakała.

Trzy tygodnie później

Dziś mija miesiąc odkąd Vilu jest w śpiączce i to dokładnie ostatni dzień kiedy może się wybudzić inaczej odłączą ją od maszyn. A ja? Ciągle tu jestem i przy niej siedzę. Ludmiła przynosi mi jedzenie i picie. Prawie w ogóle nie śpię jedynie po trzy lub cztery godziny. Jestem wrakiem człowieka. Aktualnie patrzę na jej piękną twarz. Ona musi się obudzić, nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jest moim światełkiem w tunelu, moim własnym słońcem, moją księżniczką, skarbem, moim tlenem. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Lu:
-Leon nie siedź tu tyle. Rozprostuj nogi i idź sobie coś kup.
-Nie zostawię jej samej.
-Idź ja się nią zajmę, nie będzie sama.
-Dobrze ale dosłownie za chwilę wracam.
Poszedłem do sklepiku i kupiłem sobie bułkę i sok, kiedy byłem już pod drzwiami sali usłyszałem jak Lu mówi coś do Violi, wiem że nieładnie podsłuchiwać to jednak ciekawość zwyciężyła, stałem słuchając o czym do niej mówi:
-Vilu...Tęsknię za Tobą...Dobrze wiem, że mnie słyszysz. Leon ciągle tu jest i martwi się o Ciebie. On Cię kocha a ja wiem że Ty jego też. Nie przestałaś go kochać chociaż się nadal tego wypierasz. Chciałabym wrócić do BA, ale nie zostawię Cię, poza tym dobrze wiem że Ty również chcesz
tam wrócić, ale boisz się konfrontacji z Leonem. Powinnaś sobie z nim to wszystko na spokojnie wyjaśnić-Lu skończyła swój monolog i usiadła na krzesełku trzymając Vilu za rękę. Stałem tak jeszcze dziesięć sekund, a potem wszedłem do sali.
-O Leon wróciłeś. To ja już może pójdę.-powiedziała Lu i wyszła z sali. Stałem tak chwilę i patrzyłem na śpiącą Vilu i po chwili podszedłem do jej łóżka, zakupy odłożyłem na szafkę, usiadłem na krzesełku, złapałem ją za rękę i zacząłem mówić wszystko co mi leży na sercu.
-Violu ja wiem że mnie słyszysz. Chciałbym Ci powiedzieć wszystko co leży mi na sercu. Wszystkie chwile z Tobą zarówno te dobre jak i te złe to najwspanialsze chwile w moim życiu bo były spędzone z Tobą. Pamiętam wszystko pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, dosłownie wszystko. A nasze rozstanie...Eh byłem wielki idiotą nie wierząc Ci i wypuszczając ze swoich tak wielki skarb jakim jesteś Ty. Dlatego proszę obudź się i daj mi szansę, bo to z Tobą chcę spędzić resztę swojego życia, jesteś moim światełkiem w tunelu, moim własnym słońcem, Twój uśmiech sprawia, że moje problemy znikają, nie lubię gdy się smucisz lub płaczesz, jesteś moją księżniczką, skarbem, a co najważniejsze jesteś moim tlenem, a bez tlenu nie da się żyć. Kocham Cię Violetto.-zakończyłem swój monolog nachyliłem się i pocałowałem ją, a potem patrzyłem się na nasze dłonie splecione razem.

Violetta

Otworzyłam oczy i od razu je zamknęłam. Po chwili znowu je otworzyłam, a moją uwagę przykuło to, że nie jestem w swoim pokoju, ponieważ wszystko tu było białe: sufit, ściany, podłoga, dosłownie wszystko. Lecz nagle doznałam uczucia, że ktoś trzyma mnie za rękę, popatrzyłam się w tamtą stronę-to Leon, momentalnie ścisnęłam dłoń, a on podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się szeroko.
-Violu ty żyjesz.
-Tak żyję. Szczerze mówiąc to próbowałam się już wcześniej obudzić ale nie udawało mi się i cały czas wszystko słyszałam.
-Czyli słyszałaś co do Ciebie mówiłem?-zapytał
-Tak słyszałam wszystko co mówiliście do mnie z Ludmiłą.
-Ooo...-odparł trochę zmieszany
-Chcę Ci powiedzieć, że pomimo tych długich trzech lat moje uczucie do Ciebie nie wygasło. Kocham Cię Leon.
-Ja Ciebie też kocham Violu.-powiedział i złączył nasze usta w pocałunku.

6 lat później

-Rose! Alejandro! Uważajcie!-krzyczę za dwójką maluchów, którzy biegną w stronę huśtawki. Tak sobie myślę jakby wyglądało moje życie gdybym nie poznała Leona, czy byłoby takie piękne i kolorowe no bo w końcu dzięki niemu zrozumiałam i poczułam co to prawdziwa miłość.
-Kochanie o czym myślisz?-pyta się mnie mój mąż
-O tym jak wyglądałoby moje życie gdybym nie poznała Ciebie.-odpowiadam
-Na pewno byłoby nudne.-oboje się zaśmialiśmy
-Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.--powiedział Leon po czym mnie pocałował.

28.01.2016

Konkursowy One Shot, wyróżnienie: Patty;* Super

 "Co jedna głupia plotka może zrobić."

  Czy zastanawialiście się kiedyś co słychać u naszych bohaterów? Czy są szczęśliwi? Czy wzięli ślub? Założyli rodziny? Otóż nie. Czy ich drogi się połączą? Sami zobaczcie.
  Miesiąc temu drobna szatynka wraz ze swoimi przyjaciółkami była w klubie. Bawili się. Pili drinki. Violetta, bo tak ma na imię główna bohaterka wypiła trochę. Była pod wpływem alkoholu, ale nie aż tak pijana, żeby nie kontrolować co robi. Tańczyła z pewnym zbudowanym blondynem. Świetnie się ze sobą bawili.
Daniel, bo tak miał na imię pociągnął szatynkę stronę toalet. Niczego nie świadoma udała się z nim. Zaczął ją całować po szyi. Ona jednak nie mogła tego zrobić Leonowi. Wyrywała się, lecz był za silny. Dotykał ją po całym ciele. Niestety zgwałcił ją. Kiedy skończył wyszedł. Violetta opadła na podłogę. Została wykorzystana. Czuła się jak śmieć. Łzy leciały jej strumieniami. Do środka weszła jej najlepsza przyjaciółka. Włoszka przeraziła się stanem 20-latki. Podbiegła do niej.
- Vilu kto Ci to zrobił?- zapytała zaniepokojona Fran. Przytuliła ją do siebie.
- Daniel. - ledwo co powiedziała przez spływające łzy. Czarno włosa pomogła jej wstać. Taksówką pojechali do domu Diegocesci. 
  W salonie siedział brat Argentynki Diego. Chłopak widząc stan siostry wziął ją na ręce. Położył na kanapie. 
- Violetta co się stało. - zadał zmartwiony pytanie. 
- Zgwa... zgwał... zgwałcili mnie. - wychlipała.  
- Kto? Zabiję bydlaka. - w oczach Diego pojawiła się złość na osobę co zrobiła krzywdę jego młodszej siostrze. Była dla niego oczkiem w głowie. Bardzo ją kochał. - Fran zadzwoń do Leona.  - zwrócił się do ukochanej. 
- Nie. Nic mu nie mów. Nie chce go martwić. Obiecajcie mi, że nikomu nie powiecie. - zakomunikowała szatynka. 
- Ale Violu. - powiedziała Francesca.
- Obiecajcie. - powtórzyła Viola. Niechętnie się zgodzili. Zasnęła. Francesca wszystko opowiedziała wszystko swojemu narzeczonemu.
  Na następny dzień wszyscy się dowiedzieli. Lecz nie całej prawdy. Myślą, że drobna dziewczyna zdradziła swojego chłopaka. On wyjechał nie znając prawdy. Cierpiał. Załamał się. Nikt nie wie, gdzie się znajduje.   Przyjaciele, poprawka nie zasłużyli na to mienie. Byli przyjaciele obwiniali ją za wyjazd szatyna. Codziennie z ich ust wydobywały się wyzwiska wobec jej osoby np. od szpat, ku.r. dziw.k i innych nie miłych słów. Przez to jeszcze bardziej się załamała. Jedyne wsparcie miała ze strony swojego brata i przyjaciółki Fran. Bardzo się martwili o Castillo. Nic nie jadła. Schudła, że było widać jej żebra.  Miała nie do wagę.  Cały nocami i dniami zanosiła się płaczem. Już tego nie wytrzymywała. Chciała nie żyć. Najpierw ją wykorzystano, potem chłopak ją rzucił, którego najbardziej potrzebowała i jeszcze wyzwiska od byłych przyjaciół. Od samobójstwa utrzymywali ją Diego i Francesca. 
Powróćmy do teraźniejszości. 
  Violetta obudziła się wcześnie rano. Dokładnie o 6:10. Połowy nocy przepłakała. Jej oczy były całe czerwone i spuchnięte. Pomaszerowała do łazienki. Wzięła prysznic. Ubrała na siebie szare dresy i luźny podkoszulek. Nawet się nie malowała, bo wiedziała, że znowu będzie płakać. Gotowa zeszła na dół. Udała się do kuchni, gdzie była Włoszka. Do szklanki nalała soku pomarańczowego. Wypiła całą zawartość. Puste naczynie włożyła do zlewu.
- Violu może coś zjesz? - zapytała Fran.  Bardzo się bała o swoją przyjaciółkę, że może sobie coś zrobić. 
- Nie jestem głodna. - wyznała bez przekonania. Wróciła do swojego pokoju. W oczy rzuciło się ich wspólne zdjęcie. Kochali się. Świata po za sobą nie widzieli. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Co się z nimi stało? A pomyśleć, że głupia plotka wszystko zniszczyła, ale czy to się zmieni? Dlaczego to ją spotkało? Przecież nic złego nie zrobiła. To czemu ją los tak ukarał? Strumienie łez spływały po policzkach. Do rąk chwyciła żyletkę. Trzęsącymi rękami przyłożyła do nadgarstka. Do środka weszła przyszła pani Castillo. Natychmiast pobiegła do roztrzęsionej przyjaciółki wyrywając jej narzędzie z ręki. Przytuliła ją do siebie. 
- Violu nigdy tego nie rób. - zakomunikowała.
- Ale ja nie mam po co żyć. Jestem dla was tylko ciężarem. Już nie daję z tym rady. - zachrypiała Argentynka.
- Nie mów tak. Masz mnie, Diego. Dla nas nie jesteś ciężarem. 
- Dziękuję Ci. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tylko ty przy mnie zostałaś w tych trudnych chwilach. - wyznała Violetta.- Kocham Cię. Jesteś dla mnie jak siostra. - dodała.
- Ja Ciebie też kocham. Ty też jesteś dla mnie jak siostra. - powiedziała Francesca. - Idziemy na spacer. 
- Ale ja nie chcę. - mówiła szatynka. 
- Musisz wychodzić. Bez żadnego ale. Idziemy. - Włoszka wybrała niebieskie rurki. Białą bluzkę z napisem i czarne baleriny. Castillo się ubrała przygotowany zestaw. Fran zrobiła jej delikatny makijaż. - Pięknie wyglądasz. - skomentowała przyjaciółkę. Razem udały się na spacer po parku. Szatynka nie chciała nigdzie wychodzić, ale wiedziała, że nie wygra z Francescą. W oczach miała smutek. To miejsce jej przypominało jej chwile spędzone z Leonem. Włoszka zauważyła byłą przyjaciółkę Camilę. Ruda ich też spostrzegła. Podeszła do nich.
- Kogo my tu mamy. Dziwka co nie bzykasz się teraz? Może Ci płacić nie chcą? - zapytała z kpiną. Violettę te słowa zabolały. Z płaczem uciekła od nich. 
- Nawet tak nie mów o Violi. Dziwką to możesz być ty. - warknęła stronę Torres. Francesca pobiegła za przyjaciółką.
- No leć do niej, bo to takie biedactwo. - usłyszała od Cam. Znalazła ją w łazience. Z jej nadgarstka leciała krew. Wyrwała ostre narzędzie. Owinęła rękę bandażem. 
- Nigdy tego nie rób. Nie mogę Cię stracić. - wyznała Włoszka. W jej oczach miała łzy. 
- Przepraszam. - szepnęła. - Pójdę się położyć. Jestem trochę zmęczona. - dodała. Położyła się na łóżko. Po chwili zasnęła. Francesca popatrzyła się jeszcze na śpiącą przyjaciółkę. Było jej żal. Kiedy Violetta cierpiała to również ona to przeżywała. Były bardzo ze sobą zżyte. Chciała jej jakoś pomóc, lecz nie wiedziała jak. Przygnębiona usiadła na kanapie w salonie. Do pieszczenia wszedł Diego. 
- Hej kochanie. - pocałował ją w policzek siadając obok jej. - Jak Viola?- zapytał zmartwiony.
- Źle. - odpowiedziała krótko. - Na szczęście śpi. Jest coraz gorzej. Wyciągnęłam ją dzisiaj na spacer. Niestety spotkaliśmy Camilę. Powiedziała nie miłych słów do Violetty. Ona uciekła do domu. Zastałam ją w łazience. Na jej nadgarstku była krew. Nie chcę wiedzieć co by się stało, gdybym przybiegła za późno.  Nadal nie mogę uwierzyć jak oni się zmienili. Przecież to byli nasi przyjaciele. Cami była moją przyjaciółką i Violki również. Co jedna głupia plotka może zrobić. - wtuliła się swojego narzeczonego. 
  Violetta obudziła się w środku nocy z krzykiem. Śnił jej ten koszmar co przeżyła miesiąc temu. Po policzku spływały strumienie łez. Do pokoju szatynki wbiegł zaniepokojony Diego. Przytulił roztrzęsioną siostrę do siebie. Wypłakiwała się jego ramię.
- Ciii to był tylko sen. Jesteś bezpieczna. - wyznał. Doskonale wiedział co jej się śniło. 
- Diego ja chcę z stąd wyjechać. To miejsce kojarzy mi się tylko przykrymi sytuacjami. Chcę zacząć wszystko od nowa. - rzekła.
- Dobrze. Razem wyjedziemy, zaczniemy nowe życie. Zawsze będę przy tobie. - wyznał. Zasnęła czując się bezpieczna. Jej brat przykrył ją kocem. Pocałował ją w czoło. Wrócił do swojej sypialni. Tam czekała na niego Fran.
- Wszystko już dobrze? - zapytała zmartwiona. 
- Jest już dobrze. Śpi. Wyjeżdżamy do Hiszpanii do Madrytu. Ty jak chcesz możesz zostać w Buenos Aires. - wyznał. 
- Lecę z wami. Nie mogę was zostawić. Violetta mnie potrzebuje. - odparła. Wtuliła się w Diego. Bardzo się cieszył, że nie musi z nią rozstawać, że będzie miał ją blisko siebie. 
  Szatynka obudziła się parę minut po 7. Wstała, wykonała poranne czynności. Ubrała na siebie czarne dresy, szarą koszulkę i białe trampki. Zeszła na dół. Tam siedzieli Diecesca. Przywitała się z nimi. Da szklanki nalała wody. Usiadła do stołu. Diego podał jej naleśniki z czekoladą. Jej ulubione. On zajął miejsce przed nią obok Fran. 
- Jedz mała. - uśmiechnął się lekko.
- Nie jestem głodna. - wyznała. 
- Jedz. - powiedział stanowczo. 
- Mówiłam, że nie jestem głodna. - powtórzyła.
- Violu od miesiąca nic nie jeść. Powinnoś coś tknąć. Zaraz twój organizm padnie. Proszę zjedz. - poprosił. Bardzo się bał o nią. Nie chciał jej stracić. Ona nie chętnie zaczęła jeść. Zjadła bardzo malutko. Przynajmniej trochę zjadła. 
- Siostra idź się spakuj. Dziś o 20 lecimy do Madrytu. - oznajmił. Violetta wróciła do siebie. Spakowała do dwóch walizek swoje rzeczy. Nie chciała już nigdy wracać do Buenos Aires. Chciała zacząć nowe życie. Lecz doskonale wiedziała, że szybko się nie pozbiera. Ubrała na siebie czarne spodnie i koszulę w kratę i trampki. Do pokoju wszedł brat szatynki. Zniósł walizki na dół. 
  Przeszli odprawę. Czekają aż samolot wystartuje. Violetta siedzi przy oknie obok niej Fran.
- Żegnaj Buenos Aires. - szepnęła szatynka. Na uszy założyła swoje słuchawki. Włączyła swoją ulubioną playlistę. 
  Po kilku godzinach samolot wylądował. Znajdują się w Madrycie. Odebrali bagaże i pojechali do starego domu. Tam od 5 roku życia do 16 wychowywała. Dom pozostał w rodzinie. Podjechali pod duży dom. Weszli do środka. Nic się nie zmieniło - pomyślała. Salonie panowały odcienie ciemnego brązu, bieli i czarnego. Stał kominek. Jak jeszcze była mała razem z ojcem i bratem siadali z gitarą przy kominku i śpiewali piosenki. Biały dywan, gdzie bawiła się lalkami. W tym domu nie było mamy, więc było jej ciężko. Lecz w tych chwilach pocieszał ją brat. Pomaszerowała do swoje pokoju. Tam też nic się nie zmieniło. Cały pokój był różowy. Rzuciła się na łóżko. Bardzo pragnęła mieć przy swoim boku Leona. 
-Co się z nami stało?- zapytała się w myślach. Bardzo go kochała, kocha i kochać będzie. Nigdy o nim nie zapomni. Chodź by chciała, ale zostanie w jej sercu. 
   Francesca postanowiła udać się na zakupy. W lodówce było pusto. Zakupiła produkty spożywcze. Przed domem wpadła na kogoś. Czuła, że jest zbudowany. Podniosła głowę do góry. Zamarła. Zobaczyła Leona. Leona Verdasa. 
- Francesca? - zapytał nie dowierzając. - Co ty tu robisz? - zadał pytanie.
- Mieszkam. - powiedziała szorstko pokazując na dom. Nie wiedzieli, że są sąsiadami. On mieszkał naprzeciwko domu Castillo.
- Ja mieszkam tam. - pokazał na swój dom.
- Niestety. - szepnęła do siebie. Jednak on to usłyszał. 
- Fran o co ci chodzi? Chodzi Ci o to, że zostawiłem Violettę? Ona mnie zdradziła. - powiedział. Włoszka, gdy usłyszała ostatnie słowa w niej się zagotowało. Była zła.
- Zdradziła? Fajnie, że gwałt zaliczasz za zdradę. Viola cię nie zdradziła. Zmuszono ją do tego. Próbowała uciec lecz był za silny. Usłyszałaś głupią plotkę i ją zostawiłeś. Nie dałeś jej nawet wyjaśnić. Najbardziej Ciebie potrzebowała, a ty tak po prostu wyjechałeś. Nawet nie wiesz jak to przeżywa. Wszyscy byli przyjaciele wyzywając ją od dziwek. Odwrócili się od niej. Załamała się. Od miesiąca nic nie je. Cały czas przepłakuje. To wrak człowieka. Jej organizm słabnie. Nie ma chęci do życia. A ty mi mówisz o zdradzie. Gdzie byłeś jak cię potrzebowała, chciała kończyć z życiem? No pytam gdzie byłeś? - wydarła się Włoszka. Dla Leona te słowa były szokiem. Czuł się z tym źle. Zostawił swoją ukochaną. Teraz zrozumiał jaki błąd popełnił nie wysłuchując Violetty. Po dłuższej chwili nie odpowiadał. - No właśnie wyjechałeś. - odpowiedziała za niego spokojniej. 
  Violetta siedzi w swoim pokoju. Przegląda swoje konto na Facebooku. Na jej tablicy są różne wpisy.
Ludmiła Ferro:
Suka. Najpierw zdradzasz potem uciekasz.
Camila Torres:
Co sponsorzy ci się skończyli ze wyjechałaś?
Natalia Vidal:
Dobrze zrobiłaś wyjeżdżając. Przynajmniej nie musimy cię widzieć na oczy!
Maximiliano Ponte:
Natalia dobrze piszesz skarbie. Nie chcę już jej widzieć na oczy.
Ludmiła Ferro:
Jesteś nikim.
Szatynka zalała się łzami. 
- Mają rację. Jestem nikim.Wykorzystano mnie. Chłopak mnie zostawił. Bardzo go kocham. Beż nie go żyć nie mogę. - myśli Violetty. Dziewczyna udała się do łazienki. Do rąk wzięła żyletkę. Usiadła na podłodze. Pierwsze cięcie. Drugie, trzecie, czwarte, piąte, szóste cięcie. Po szóstym cięciu straciła przytomność. 
  Fran patrzyła na Leona ze wściekłością. Była zła na niego, że zostawił jej przyjaciółkę. W ich stronę szedł Diego. Był zły na niego. Podbiegł do nich. Przywalił z pięści Verdasowi. Szatyn złapał się za obolałe miejsce. Zasłużył na to. 
- Diego zostaw go. - zwróciła się do swojego narzeczonego. Nagle poczuła coś dziwnego. Zawsze tak miała jak się coś działo jej przyjaciółce. - Diego, gdzie Violetta? - zapytała przerażona.
- W swoim pokoju. - powiedział. Fran ruszyła biegiem do sypialni szatynki. Jej tam nie było. Chłopaki za nią biegli. Na podłodze był tablet Violi. Leon wziął go do ręki. Nie mógł uwierzyć jak się zmienili jego przyjaciele. Włoszka weszła do łazienki. To co zobaczyła bardzo ją przeraził. Zalała się łzami.
- Diego, Leon. - zawołała ich. Zaraz pojawili się koło Włoszki. Zobaczyli Violettę na podłodze. Leona ten widok przeraził. Obwiniał się za to. Diego owinął nadgarstek bandażem. Leon wziął swoją ukochaną na ręce. Pobiegł do swojego samochodu. Pojechali do szpitala. Do budynku wleciał jak burza. Natychmiast dziewczynę zabrali. Lekarze walczyli o jej życie. Fran, Diego, Leon czekali przed salą operacyjną. Włoszka chodziła cały czas z jedne kąta do drugiego. 
- Fran uspokój się. - Diego ją przytulił. Leon siedział na krześle załamany. Po jego policzkach leciały łzy bezradności. Obwiniał siebie. Jak by nie wyjechał tylko wysłuchał jej. Teraz by pewnie by nie była szpitala. Niestety czasu nie cofnie. Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Wszyscy stanęli koło lekarza.
- Co Violettą Castillo? - zapytała Fran.
- Państwo z rodziny? - zadał pytanie.
- Jestem jej bratem. - powiedział Diego. 
- Na szczęście udało nam się uratować panią Violettę. Jest w śpiączce. Pacjentka ma nie do wagę. Przez to są mniejsze szanse na wybudzenie. - wyjaśnił.
- Czy możemy do niej wejść? - zapytał brat Violi. Lekarz się zgodził. Najpierw była Włoszka, potem jej narzeczony, a na samym końcu Leon. Na łóżku zobaczył swoją ukochaną. Nie była taka jak zawsze. Była strasznie wychudzona. Blada. Wrak człowieka. Usiadł na krześle przy jej łóżku. Po jego policzka ciekły łzy rozpaczy. Złapał ją za rękę.
- Przepraszam, przepraszam Ciebie za wszystko. Powinienem Ciebie wysłuchać, a nie wyjeżdżać. Bardzo tego żałuje. Proszę kochanie obudź się. Żyj. Masz żyć. Życie bez Ciebie nie ma sensu. Kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś promyczkiem co oświetla mi dzień. Jestem największym pacanem. Nie zasłużyłem na twoją miłość. Potrzebowałaś mnie w tych najtrudniejszych chwilach. Przepraszam. Ty musisz żyć. Nie możesz odejść potrzebuję Ciebie. Jak ty odejdziesz, to ja też odejdę. - wyznał zapłakany. Bardzo ją kochał. Bardzo żałował, że wyjechał, że ją zostawił. 
  Verdas siedział u Violetty całą noc. Nadal była w śpiączce. Pielęgniarki próbowały go wygonić do domu lecz na marne. On był nie ugięty. 
- Kocham Cię. Proszę nie zostawiaj mnie. Potrzebuję Ciebie. - wyznał. Verdas pocałował ją. Szatynka otworzyła oczy.
- Też Cię Kocham. - na twarzy Violetty pojawił się szczery uśmiech od miesiąca. Kąciki ust Leona uniosły się do góry. Ze szczęścia ją przytulił. Viola go cmoknęła w usta.-Co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona jego obecności.
- Kiedy wyjechałem zamieszkałem w Madrycie. Na przeciwko waszego domu. Wczoraj na mnie wpadła Fran. Na krzyczała na mnie. Diego mi przywalił.-wyjaśnił.
- Czyli już wiesz, że mnie ... - nie mogło jej przejść to słowo przez gardło. Jedna łza spłynęła jej po policzku. 
- Tak wiem. Najchętniej to bym go zabił. - powiedział.- Przepraszam, że Cię opuściłem. Potrzebowałaś mnie, a ja wyjechałem.
- Już Ci wybaczyłam kochanie. - wyznała. Przeniosła się do pozycji siedzącej. On usiadł na jej łóżku.
- Kocham Cię cukiereczku. - powiedział, objął ją ramieniem. 
- Ja Ciebie też. - powiedziała.
  Tydzień później. Violetta dzisiaj wychodzi ze szpitala. Leon ją odebrał ze szpitala. Zawiózł ją do domu.
- Zrobię Ci naleśniki twoje ulubione. - powiedział chłopak szatynki. Violetta usiadła przy stole w kuchni. Do kuchni weszła Diegocesca. Bardzo się cieszyli ze Violetta jest szczęśliwa i to dzięki Leonowi. Chłopak przygotował posiłek. Wszyscy wspólnie zjedli. Viola zjadła 3 porcje. 
- Widać, że byłaś głodna. - powiedział uśmiechnięty Diego.
- Przez miesiąc nic nie jadłam. Więc mam prawo być głodna. - powiedziała Viola.
  6 lat później odwiedzamy naszą główną bohaterkę. Violetta Verdas jest szczęśliwą mężatką od 5 lat. Ma czwórkę dzieci. 2 dziewczynki i 2 chłopców. Alicia ma 4 latka, Clara 2 latka, Martin 3 latka, a Jorge roczek. Bardzo kochają swoje dzieci. Leonetta bardzo się kocha. Mieszkają w Hiszpanii. Diecesca wzięła ślub. Fran urodziła Diego 2 letniego chłopczyka Nikolasa i 1 roczną córeczkę Laurę. Dzisiaj są święta Bożego Narodzenia. Diecesca przychodzi do domu Leonetty. Viola ma szczególny prezent dla Leona. 
  Wieczór. Czas na prezenty. Czas teraz na ostatni prezent. Leon otwiera pudełko. Widzi zdjęcie USG. Tyłu jest napisany napis "Zostaniesz znowu tatusiem. Będziemy mieli trojaczki". Verdas pocałował swoją żonę bardzo namiętnie.
- Będę ojcem. - krzyknął szczęśliwy.
  Jednak w tej historii mamy szczęśliwe zakończenie. Prawdziwa miłość wszystko przezwycięży. Los się uśmiechnął do szatynki. Będą żyli długo i szczęśliwie.

26.01.2016

Rozdział 023 - Leoś... Leon, kochanie.

9 czerwca 2015r. (wtorek)


Dedykacja dla: Aria, Mar tyna, karolaaavlover,
 Emily Comello i Patty;* Super

Violetta
Zeszłam na dół i witając się z Angie i Federico, usiadłam przy stole. Posmarowałam naleśnika Nutellą, zwinęłam w rulonik i zaczęłam jeść. Po posiłku włożyłam naczynia do zmywarki i wrzuciłam swoje drugie śniadanie do plecaka. Wychodząc z domu poczułam ciepło i słońce ogrzewające mi twarz. Przymrużyłam oczy i ruszyłam przed siebie. W pewnym momencie poczułam drżenie w mojej tylnej kieszeni. Wyjęłam swojego iPhona odebrałam połączenie.
- Halo? 
- Cześć córeczko. Jesteś już w szkole? - odezwał się mój tata.
- Nie, właśnie idę.  - odpowiedziałam idąc dalej.
- Dobrze, więc chciałem ci powiedzieć, że przyjeżdżamy dzisiaj wieczorem. Poproś Angie, żeby przygotowała nam pościel. - wyjaśnił.
- O, to super! Właśnie mam wam coś do powiedzenia. Czekam, papa. - cmoknęłam do słuchawki.
Wyłączyłam telefon i z powrotem włożyłam go do kieszeni. Boję się im to powiedzieć. Wiem, że będzie kłótnia. Przecież ich zdaniem ja powinnam bezczynnie siedzieć w biurze i przeglądać papiery. Takie jest marzenie moich rodziców mojego taty. Mama dostosowuje się do niego. Tylko jego zdanie się liczy. Naprawdę nie rozumiem ich decyzji. Czym kierowali się wybierając właśnie Federico, aby spełniał swoje marzenia. Wyliczanką? Nic nas nie różni. Nawet wiek, tylko inna płeć.
Westchnęłam i weszłam do szkoły. Rozejrzałam się po zapełnionym przez uczniów korytarzu, gdy wreszcie odnalazłam mojego ukochanego. Pobiegłam za nim i wtuliłam się w niego od tyłu. Od razu się obrócił, a ja mogłam się przytulić w jego klatkę piersiową. Pogładził moje plecy i pocałował mnie we włosy.
- Stęskniłam się. - wymamrotałam i spojrzałam w jego śliczne oczka.
- Ja też. - uśmiechnął się.
Przyłożyłam swoje palce do jego dołeczków chichocząc. 
- Są urocze. - pogłaskałam go po policzku.
Pocałował mnie delikatnie w usta i objął ręką. Ruszyliśmy na pierwszą lekcję. Matematyka. Usiadłam z Leonem w przedostatniej ławce. Wyciągnęłam z plecaka podręcznik i inne potrzebne przybory. Podczas, gdy nauczycielka tłumaczyła dzisiejszy temat, ja podpierałam głowę ręką i wsłuchiwałam się. Starałam się czegoś dowiedzieć, ale to na nic.
- A teraz otwieramy podręczniki i robimy zadanie pierwsze, drugie, trzecie i czwarte na stronie 234. - powiedziała.
Otworzyłam książkę i patrzyłam się na zadania kilka minut z wytrzeszczonymi oczami.
- Leoś... - szepnęłam. - Wytłumaczysz mi?
Kiwnął głową i zaczął mi mówić, o co chodzi. W końcu zrozumiałam. 
Po dzwonku spakowałam wszystko do plecaka i wyszłam na korytarz. Wraz z Leonem doszłam pod następną salę, a on stanął przede mną. Pochylił głowę, bo byłam od niego dużo niższa. 
- Mam dzisiaj mecz. Przyjdziesz? - zapytał trzymając mnie za ręce.
- Jasne. - odpowiedziałam uśmiechając się.
Chłopak odwzajemnił gest i ucałował mnie w czoło. 
Lekcje minęły dość szybko. Po biologii Leon, mimo że się śpieszył poczekał na mnie, gdy ja ustalałam z nauczycielką datę poprawy sprawdzianu. Odwróciłam się w stronę wyjścia, chwyciłam Leona za rękę i razem poszliśmy na salę gimnastyczną. Poczekałam na Leona przed szatnią, gdy się przebierał. Po kilku minutach wyszedł. Podszedł do mnie uśmiechając się.
- Leoś, bosko wyglądasz w tym stroju. - zamruczałam kładąc dłonie na jego torsie.
Chłopak delikatnie przycisnął mnie do ściany.
- Tak? - dopytywał.
- Bardzo.  - zachichotałam.
Położył dłonie na moich policzkach i spojrzał mi głęboko oczy.
- Jesteś taki przystojny. - wymamrotałam.
Moje nogi uginały się jak wata, było tak przyjemnie.Gdyby nie przylegająca klatka piersiowa Leona do mojej, już dawno był leżała na ziemi.
- Kocham cię, księżniczko. 
Niespodziewanie wbił się w moje usta. Jego wargi były takie ciepłe i miękkie... Składał namiętne, pełne miłości pocałunki. Gdy zabrakło nam tchu, przerwał. Dotknęliśmy się czołami i dyszeliśmy. Przymknęłam oczy, a wkrótce Leon ponownie zaczął mnie brutalnie całować. Podobało mi się to. Z przyjemnością oddawałam czochrając jego włosy. Po dłuższej chwili skończyliśmy patrząc sobie w oczy i głęboko oddychając. Leon ucałował mnie w czoło i uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. Zależy mi na tobie. - wyszeptałam.
Wtem powstało dość głośne zamieszanie, gdyż zawodnicy zaczęli wychodzić z szatni. Leon lekko się ode mnie odsunął i spojrzał na kolegów. Przybił kilku piątkę.
- Fajna laska. - skomentował jakiś blondyn.
- Nawet nie waż się jej dotykać. - syknął w jego stronę.
Wtuliłam się w niego, gdzie czułam się bezpiecznie. Pogładził mnie po ramieniu, wzrokiem mordując chłopaka. Nieznajomy burknął coś pod nosem i odszedł. Niepewnie uśmiechnęłam się do Leona. 
- Idziemy? - zapytał.
Kiwnęłam głową. Przez całą drogę na boisko szkolne na dworze, trzymałam się Leona. Doszliśmy jako ostatni. Zostawiłam chłopaka wśród jego kolegów i poszłam na trybuny. Znalazłam wolne miejsce w czwartym rzędzie i usiadłam na krzesełku. Podczas, gdy trener tłumaczył coś naszym zawodnikom, Leon cały czas na mnie patrzył, na co nabrałam różowych kolorków. Tuż przed rozpoczęciem meczu, ukochany przybiegł do mnie i ścisnął moje dłonie.
- Trzymaj kciuki. - powiedział całując mnie w policzek.
- Zacisnęłam kciuki w piąstkę i kiwnęłam głową. Uśmiechnął się i zbiegł z powrotem na boisko. Gwizdek. Mecz się zaczął. Pierwsza bramka, druga, potem kilka przeciwników, ale po pewnym czasie wyszliśmy na prostą i wygrywaliśmy. Leon odebrał piłkę. Biegł nią tuż pod bramkę przeciwników. Podskoczył i rzucił. Ale gdy upadał jego noga zahaczyła o nogę któregoś z zawodników i upadł na plecy. Zwijał się z bólu. Chłopaki podawali mu rękę, ale ten tylko kręcił głową i nie wstawał. Przerażona zbiegłam po schodkach i zaraz potem byłam przy nim. Kucnęłam i objęłam jego twarz w moje dłonie. 
- Leoś... Leon, kochanie. Co ci jest? Skarbie... - mówiłam do niego.
Patrzył na mnie przymkniętymi oczami. Jęczał z bólu. Po chwili przybiegł do nas trener. Chłopaki wzięli go na nosze, gdyż sam nie mógł wstać. Trener Leona zawiózł go do naszej szkolnej pielęgniarki. Ta kobieta jest naprawdę wspaniała. Bez rozmowy wie, co się dzieje. Weszłam do białego pomieszczenia z nauczycielem i Leonem. 
- Przewrócił się podczas meczu. - wyjaśnił mężczyzna.
Pielęgniarka kiwnęła głową i powiedziała trenerowi, aby wrócił na boisko. Nauczyciel wykonał polecenie i chwilę później już go nie było.
- Leon, usiądź. 
Obie pomogłyśmy chłopakowi wykonać czynność.
- Powiedz mi, gdzie cię boli? - zapytała, a ja chwyciłam go za rękę.
Musiało go to naprawdę boleć, bo nie zwracał na mnie w ogóle uwagi. 
- Gdzieś w okolicach lewej kostki. - wysapał.
Kobieta dotknęła danej części ciała i jednym sprawnym ruchem spowodowała "naprawienie" kostki.
Chłopak syknął zamykając oczy, ale po chwili uśmiechnął się najwidoczniej czując ulgę.
- Za niedługo będziesz się już czuł normalnie, ale chciałabym abyś nie grał już dzisiaj. Powodzenia. - powiedziała. 
- Dziękuję. - odpowiedział Leon i zszedł z noszy. Chwycił mnie za rękę i razem wróciliśmy na boisko. 
- Martwiłam się. - zrobiłam smutną minę.
Pogłaskał mnie po policzku.
- Ale już jest dobrze. - odpowiedział posyłając mi delikatny uśmiech.
Po meczu Leon odprowadził mnie do domu. Pożegnałam się z nim i weszłam szczęśliwa do domu.
- Hej! - krzyknęłam.
Angie i Federico odpowiedzieli mi tym samym.
- Są już rodzice? - zapytałam.
Ale nie trzeba było odpowiadać. W domu było pusto, co wskazywało na nieobecność mamy i taty. Rozsiadłam się na kanapie. Wywalczyłam od brata pilota i razem z Angie oglądałyśmy do późnego wieczoru romanse. Około godziny 21 zadzwonił dzwonek do drzwi. Federico zbiegł ze schodów i na wyścigi biegliśmy do drzwi. Byłam minimalnie pierwsza. Nacisnęłam na klamkę, a w nich ujrzałam moich rodziców. Szeroko się uśmiechnęłam i wpuściłam "gości" do środka. Zamknęłam za nimi drzwi i się w nich wtuliłam.
- Tęskniłam. - wymruczałam całując ich w policzki. 
Spojrzałam na mamę. Była... inna?
- Mamo, jesteś blada. - powiedziałam.
- Jestem po prostu zmęczona. - na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. 
Posiedziałam godzinkę z rodzicami, a potem poszła spać. Byłam naprawdę zmęczona. 
Około pierwszej w nocy obudziłam się. Miałam sucho w gardle jakbym nie piła przez kilka dni. Zeszłam więc po cichu na dół. Schodząc po schodach widziałam, że w salonie świeci się jedynie mała lampka.
- Tylko nie mówcie nic Violettcie. - powiedziała mama.
Weszłam do pomieszczenia. 
- Czego nie wiem, a powinnam wiedzieć? - zapytałam stając przy kanapie.
Mamie leciały strumienie łez. Siedziała na bujanym fotelu, a obok niej kucał Federico.
- Co się stało? - założyłam dłonie na piersi.
Podeszłam bliżej. Ciocia siedziała na kanapie, a tata stał przy ścianie. Ręką podpierał swoje czoło. To wszystko wyglądało jak z koszmaru. Jeszcze nigdy nie widziałam swojej rodziny w takim stanie.
- Feduś... - szepnęła mama.
Chłopak westchnął i posadził mnie na kanapie, a sam kucnął przede mną i złapał moje zimne ręce. Schylił głowę, a po chwili ją podniósł ukazując swoją spływającą po policzku łzę.
- Czasami tak jest, że to coś spotyka nieodpowiednie osoby. Takie, które nie powinny przez to przechodzić. - mówił.
- Fede, do rzeczy. - pośpieszałam go czując zakłopotanie.
- Mama... ona zachorowała na raka. - wyjęczał, a po chwili wypuścił strumienie łez.
- Co? - szepnęłam. 
Momentalnie z moich oczu zaczęły wypływać słone kropelki. Moja mama, mamusia... Jest chora. Stracę ją. Nie chcę tego! Tak rzadko się widujemy, a los padł na nią. Bóg nas jeszcze bardziej oddzieli niż wcześniej. Do teraz zawsze wyczekiwałam, kiedy wróci, a co będzie teraz? Ona już nigdy nie wróci. Nie zobaczę jej promiennego uśmiechu, troski i miłości.... Wstałam i podeszłam do mamy. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i rozszerzyła ramiona. Delikatie usiadłam jej na kolana i wtuliłam się w nią. Wybuchłam płaczem. Już nie mogłam się powstrzymać. To serce, które teraz puka, niedługo przestanie...

Krótki, beznadziejny i przede wszystkim smutny :(
Rozdział w ciągu tygodnia? Wow :o
Piszę o późnej godzinie. Zaraz padnę. Jutro się nie wyśpię...
Płakałam przy końcówce. Trochę ją zawaliłam, ale chciałam jak najszybciej dać wam ten rozdział ^^
Przepraszam za błędy :P
Mam nadzieję, że jednak rozdział się spodoba :)
Czekam na opinie.

PS. Dłuugi pocałunek specjalnie dla Ari ♡


Kocham,
Niunia Verdas ;*

25.01.2016

Konkursowy One Shot, wyróżnienie: Emily Comello



"Chłopak,który zmienił moje życie"

Spojrzałam w dół. Kropelki wody odbijały się o siebie i dziwnie znikały. Ludzie szli razem uśmiechnięci za rękę i co chwila albo się całowali,albo witali. Stałam na drewnianym moście i myślałam o swoim życiu. Nie mam nikogo,oprócz psa,którego spotykam przechodząc przez jedną z dróżek w parku. Mieszkam w kamienicy,w której nikt nie przebywa oprócz mnie. Jest zbyt...okropna?
Sama nie wiem jak to nazwać.
      Kropelka wody stuknęła lekko o moje białe spodnie. Uwielbaim tu stać. Odprężam się tak. Przychodzę tu i patrzę na szczęśliwych ludzi. Ja nigdy taka nie będę. Zawsze będę samotna,zawsze będę smutna. Nikt tego nie zmieni.
-Przepraszam,gdzie jest najbliższa kamienica? - zapytał jakiś chłopak. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Był z dwoma ogromnymi walizkami. 
- Emm...tam za zakrętem - odpowiedziałam,a ten poszedł. Czyli nie będę mieszkała sama w ogromnej kamienicy. Będę mieszkała z chłoapkiem. Oczywiście w innym mieszkaniu.

Otworzyłam szybko drzwi,a po chwili ponownie je zamknęłam,gdy byłam już w środku. Zapaliłam światło i usiadłam na kanapie. Włączyłam stary telewizor i zaczęłam oglądać jakiś film. Wzięłam koc i otuliłam się. To będzie bardzo spokojny wieczór. Splotłam moje włosy gumką i powoli zaczynałam zasypiać. 

Obudziły mnie głośne pukania w drzwi. Zwlokłam się leniwie z kanapy i otworzyłam. To był ten chłopak,którego wczoraj spotkałam na moście.
-Czemu nie ma wody?! Ty też nie masz?! - krzyczał i wtargnął do środka. Nawet go nie zapraszałam.
-Nie mam wody od trzech dni. - wyjaśniłam. To nie jest żaden apartament,gdzie jest basen i inne 
eksluzywne rzeczy. 
-Przepraszam - wywbełkotał - Mam na imię Leon.
-Violetta - uścisnęłam jego  dłoń i się uśmiechnęłam. A może nie jest taki głupi jak sądziłam? Może będziemy się dobrze dogadywać? Mieszkamy przecież w tej samej kamienicy - tylko my.
-To ja już pójdę. - powiedział trochę zawstydzony i wyszedł.

Wzięłam do ręki pomidora oraz ogórka. Wrzuciłam je do koszyka i pociągnęłam go dalej. Wziąć ciasteczka? Mam już kilka paczek. Nie,szkoda pieniędzy. I tak mało zarabiam za sprzątanie w tej beznadziejnej kawiarni,która i tak zbankrutuje. 
- Dzień Dobry - przywitałam się z panią ekspedientką i zaczęłam wykładać zakupy. 
-Słyszałam,że dzisiaj ma być pochmurno,Violetto. Uważaj,bo może spać deszcz i zmoknął ci zakupy - powiedziała i spojrzała na mnie,trzymającą w torbie warzywa,owoce i inne produkty.
-Jak będzie padał deszcze to będzie to oznaczało,że mam pecha. - zwróciłam się. - Pa.

A,jednak. Rozpadało się. Mam pecha. Zmoknął mi zakupy. Podbiegłam szybko i rozejrzałam się w lewo i prawo,czy nie jedzie samochód. Ponownie podbiegłam i w połowie spojrzałam na prawo. O,nie! Samochód! Zatrzymałam się i zaczęłam wiszczeć,krzyczeć i inne rzeczy. Gdy raptem...film się urwał. Nie pamiętałam nic oprócz męskich krzyków i odjeżdżającego samochodu.

Otworzyłam oczy i usłyszałam jakieś szepty. Leżałam w szpitalu. Było cicho,a nawet bardzo. Obok mnie stały dwa fotele,a przede mną wisiał telewizor. Wzięłam do ręki pilot i nacisnęłam czerwony guzik.
17 listopada została potrącona Violetta Castillo. Niestety,ale nie odkryto,kto ją potrącił,ponieważ sprawca odjechał. Pani Violetta leży w śpiączce w szpitalu już bardzo długo. Nie wiadomo czy w ogóle się wybudzi,ale gdyby nie Leon Verdas dziewczyna może by nie żyła. 
Wyłączyłam szybko telewizor i spojrzałam przez okno. Nie padało,słońce świeciło,a ludzie się uśmiechali. Aha,czyli jak ja jestem smutna to świat jest szczęśliwy,a gdy jestem wesoła to świat jest smutny. To niesprawiedliwe.
-Pani Violetto! - krzyknęła jedna z pielęgnairek i spojrzała na mnie dziwnie. - Przecież Pani umarła! Dzisiaj! O mój Boże!
Umarłam? Kto wymyślił takie cuda? Ja żyje. Obudziłam się.
-Chyba coś się wam pomyliło. Ja żyję. - szepnęłam z lekką chrypką. Moje życie jest dosyć dziwne. A nawet bardzo. Jak można powiedzieć,że człowiek w śpiączce nie żyje? Że umarł?
- Niech Pani poczeka,wezwę dyrektora szpitala. - wybiegła i otworzyła drzwi,gdzie był napis
Dyrektor szpitala. 
Wzięłam wdech i wydech, następnie powoli zamknęłam oczy. Miałam wszystkiego dość.
-Violetta! - krzyknął ktoś,a ja się zerwałam. To Leon Verdas. To on uratował mi życie,to ten chłopak z kamienicy. - Ty żyjesz! - podbiegł i mnie uścisnął. Był zimny. Jego kurtka była cała w śniegu. Przecież dopiero listopad. Czy tak długo byłam w śpiączce?
- Którego dziś? - zapytałam,a ten skończył uścisk i się uśmiechnął. Uważa się za bohatera.
- 5 grudnia. - odpowiedział nadal się śmiejąc. Spojrzałam na niego smutna,a on skończył się śmiać.
Byłam dziwnie smutna,chociaż codziennie taka byłam to teraz tak dziwnie smutna. Czułam,że przy Leonie zawsze będę szczęśliwa,a teraz....nie.
- Coś sie stało? - wziął moją rękę i spojrzał. Była okropnie sina. - Wiem,że nie znaleziono sprawcy,ale ważne jest to,że żyjesz.
-Wiem,dziękuję ci,że uratowałeś mi życie,gdyby nie ty....nie byłabym na tym świecie. Jestem ci bardzo wdzięczna. - puściłam jego dłoń i ponownie włączyłam telewizor.
Violetta Castillo podobno żyje! Jeszcze kilka minut temu każdy myślał,że nie żyje! A może to wszystko było specjalnie?
Wyłączyłam telewizor i zaczęłam płakać. Oni myślą,że specjalnie wpadłam pod samochód i uratował mnie Leon. Chciałam teraz leżeć w szpitalu. Mam ochotę przyjść do ich Studia i spokać im te tyłki.
-Nie przejmuj się - szepnął Leon i mnie objął.  Ponownie. Mam dość tych wszystkich czułości. Nie jestem do tego przyzwyczajona. - Może wpadłabyś do mnie na Wigilię? Spędzimy ją razem...
-Nie jesteśmy rodziną - przerwałam mu. Nie przyjdę do niego na Wigilię. Nie obchodzę jej od szóstego roku życia.  I nie wiem nawet co się robi podczas jej. Pamiętam tylko to,że siadało się do stołu i całą rodziną jedliśmy obiad. Zza okna było widać górki śniegu i różne bałwanki z niego. Później odpakowywaliśmy prezenty i chodziliśmy zobaczyć czy króliczki dziadka rozmawiają. Bawiliśmy się na śniegu,a pod koniec wracaliśmy do domu,gdzie czekały kolejne prezenty.
- Ale chcę abyś ze mną je obchodziła. - powiedział i dotknął jednego z kosmyków moich włosów.
Miałam ombre. Zrobiłam je,gdy miałam czternaście lat. Byłam dosyć rockowa. Ale to minęło po dwóch miesiącach i przyzwyczaiłam się już do moich włosów.
- Nie obchodzę ich - wybełkotałam. - od szóstego roku życia.
- To niemożliwe. Muszę porozmawiać z twoimi rodzicami. - powiedział poważnie,ale z wielkim uśmiechem.
- Ale...ja ich nie mam. - wyszeptałam i na samo wspomnienie o mojej mamie popłynęło mi kilka łez.Bardzo za nia tęsknie.
-Jak to? Ile masz lat?
-Mam 17 lat. Nikt nie wie,że uciekłam z domu dziecka w wieku siedmiu lat. Szukali mnie,ale ja nie chciałam tam wracać. Już za osiem miesięcy będę pełnoletnia. - odpowiedziałam. Nie będę mu wszystkiego mówiła. Nie chce nikomu tego mówić. To moja sprawa i inni nie powinni tego wiedzieć.
- Violu! Tak bardzo mi ciebie żal! - krzyknął i ponownie przytulił. Jak mnie zaraz nie puści to nie wiem co mu zrobię!
-Jak mnie zaraz nie puścisz to skopię ci tyłek tak jak tym z telewizji! - krzyknęłam,a on tylko się śmiał,ja także zaczęłam. Było mi bardzo miło sędzać z nim czas.

2 dni później:
- Hej! - krzyknął Leon i podbiegł do mnie. Z dnia na dzień co raz gorzej się czułam. Byłam okropnie osłabiona - mało jadłam,czasami wręcz głodowałam,bo nie miałam pieniędzy. Musiałam wreszcie komuś powiedzieć,że nie mam rodziców.
-Źle się czuje. - szepnęłam i po raz kolejny zwymiotowałam do foliowej torebki. Leon tylko zmarszczył brwi.
-Czuję,że będziemy się dobrze dogadywać. - roześmiał się,a ja zrobiłam to samo. Pierwszy raz byłam wesoła. O,nie! Od bardzo dawna nie odwiedzałam mamy! Muszę z nią porozmawiać.
- A tak w ogóle to...jaka była twoja mama? - zapytał raptem i usiadł na jednym z fotelów i przysunął go bliżej mnie. Skończyłam wymiotować. Czułam się o wiele lepiej. Wypłukałam całą twarz oraz buzię,a następnie wzięłam łyka wody.
- To co? - po raz kolejny zadaje mi głupie pytanie. Nie chce mówić o mamie. Chce mi się płakać jak wspominam o niej.
- Była szatynką o pięknym czekoladowych oczach. Miała włosy do ramion. Często mówili jej,że miała piękne długie nogi i inne rzeczy.Ale jak urodziłam się ja to podobno niektórzy nie rozróżniali mojego zdjęcia,a mamy. Byłyśmy jak bliźniaczki,dwie krople wody. Gdy miałam sześć lat mama pojechała do sklepu. Długo jej nie było,gdy raptem moja babcia,która mnie pilnowała dostała wiadomość,że mama została potrącona. Byłam mała i nic nie rozumiałam,ale później do mnei dotarło,że nie zobaczę mamy z rana,jej promiennego uśmiechu,jak śpiewa mi kolędy w Boże Narodzenie,ogląda ze mną śmieszne komedie,je zapiekankę,którą uwielbiam. Zobaczę tylko ją na zdjęciach,które za setki lat zostaną zniszczone,ale moja mama zostanie w moim sercu. - szepnęłam na koniec cała zapłakana. Łkałam łzy,szlochałam.
-A tata? - Tata! Ach,to dopiero historia! Niech się przygotuje,na niezłe płakanie!
-Tata,gdy dowiedział się,że mama jest w ciąży wyjechał do Włoch i nigdy nie wrócił. Stchórzył. - jeszcze mocniej się rozpłakałam. Przytuliłam Leona do siebie i stykaliśmy się czołami. Jego oczy są piękne. Zbliżaliśmy się do siebie,gdy raptem....
-Pani Violetto! -krzyknęła pielęgniarka - Pański ojciec przyjechał.
Ojciec? Chyba w snach. Nawet nie wiem jak wygląda. Oni to se wymyślili historię.


Raptem do sali wszedł niebieskooki mężczyzna. Wyglądał na około czterdzieści pięć lat. Miał na sobie skurzaną kurtkę i białe spodnie.
-Violetta Castillo? - zapytał. To niby jets mój ojciec?
-Tak,a pan?
-Gerard Picaq. - odpowiedział,a ja przypomniałam sobei rozmowę z mamą.
-Mamo! A pami w przedszkolu powiedziała,żebyśmy narysowali  tatę z okazji Dnia Ojca. Ale ja nie mam tatusia. Nawet nie wiem jak wygląda.
-Violuś....narysuj dziadka. Ja porozmawiam jutro z panią.
-Ale powiesz mi chociaż jak nazywa się tatuś?
-Gerard Picaq. - odpowiedziała i wyszła do kuchni. Słyszałam tylko płacz.
To mój ojciec.
-Leon,powiedz,żeby wyszedł. - szepnęłam patrząc na mojego "ojca".
-Masz chłopaka? - zapytał wesoły. Jaki debil! Jakby nigdy nic przychodzi i myśli,że wszystko będzie w normie! 
-Tak! - krzyknął Leon. - I niech pan wyjdzie! - pchnął go  za drzwi. Leon to mój bohater. Ale czemu powiedział,że jesteśmy razem?
-Nie jesteśmy razem. - spojrzałam na jego szmaragdowe oczy. Były przecudowne. 
- Jesteśmy. - szepnął i pocałował mnie. To było bardzo przyjemne.Nie,co ja gadam! Nie,nie,nie! To zdarzenie...to istna pomyłka.
-Znamy się kilka dni. - odepchnęłam go. Podobało mu się, i mi też,ale nie zapominajmy,że za drzwiami stoi mój "tata". 
- Violuś! - krzyknął przez szybę i zrobił banana na ustach. Jak on może nazywać mnei Violuś? J amu dam popalić!
-Leon! Zrób coś z nim! - krzyknęłam,a on wybiegł. To mój taki miniochroniarz.


1O dni później:
Za niedługo gwiazdka. Postanowiliśmy z Leonem,że damy sobie szansę i zostaniemy parą. Przez wypadek stałam się inną osobą. A przede wszystkim odmienił mnie Leon.
-Kocham Cię - szepnęłam i pocałowałam go lekko. W tym roku spędzimy Wigilię razem w szpitalu.
A ojciec? Wysłałam go do Włoch. Nie przejmuje się mna - i dobrze. Wszystko w moim życiu jest genialne i mam nadzieję,że nadal tak będzie,bo dzięki Leonowi zmieniłam swoje życie na weselsze.

24.01.2016

Wyniki konkursu!

Tadam, tadam, tadaaaam!

Witam państwa bardzo serdecznie...

Hej! :D
Dzisiaj ten szczególny dzień dla uczestników konkursu.
 Wyniki wynikami, a ja chciałabym coś powiedzieć.

Wszystkie prace były wspaniałe. Zadziwiacie mnie swoim talentem, dziewczyny, naprawdę! Z Karinką miałyśmy problem, żeby wybrać te trzy główne miejsca. Prace przysłało 5 dziewczyn. Dziękuję Wam za to z całego serduszka, bo nie sądziłam, że nawet dwie się pojawią. Przypominam o nagrodach.

Nagrody         Chciałam dopowiedzieć, że wszyscy uczestnicy dostaną dyplomy

1 miejsce




  • opublikowanie One Shota
  • promowanie bloga przez trzy tygodnie
  • dedykacja 8 rozdziałów
  • zdradzę kilka rzeczy, które odbędą się w następnym rozdziale
  • link bloga będzie przez miesiąc (od ogłoszenia wyników) widniał w zakładce "Polecane"
  • kolaż z jakąś osobą, którą sobie wybierzesz
  • krótki wywiad


  • 2 miejsce
    • opublikowanie One Shota
    • promowanie bloga przez dwa tygodnie
    • dedykacja 6 rozdziałów
    • zdradzę coś, co odbędzie się w następnym rozdziale
    • link bloga będzie dwa tygodnie (od ogłoszenia wyników) widniał w zakładce "Polecane"
    • będziesz mogła mi pomóc wymyślić akcję na następnie rozdziały (jeśli chcesz)


    3 miejsce

    • opublikowanie One Shota
    • promowanie bloga przez tydzień
    • dedykacja 4 rozdziałów
    • link bloga będzie dwa tygodnie (od ogłoszenia wyników) widniał w zakładce "Polecane"
    • dyplom z jakąś osobą, którą sobie wybierzesz
    • Opowiem na jedno pytanie związane z następnym rozdziałem
    Wyróżnienie
    • opublikowanie One Shota
    • dedykacja 2 rozdziałów


    No, to teraz czas na... Na wyniki!



    Wyróżnienia dostają...
    .
    .
    .
    Patty;* Super !!!
    Emily Comello !!!



    3 miejsce otrzymuje...
    .
    .
    .
    karolaaavlover !!!

    2 miejsce otrzymuje...
    .
    .
    .
    Mar tyna !!!

    1 miejsce otrzymuje....
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Aria !!!

    Wow, gratulacje dziewczyny! Bardzo się cieszę z wyników i mam nadzieję, że wy także. Dziękuję Karinie za pomoc w ocenianiu ;*Jeśli chodzi o nagrody typu "pytania do rozdziału", "zdradzenie kilku rzeczy w następnym rozdziale", "wywiad", "kolaż" to proszę te pytanie wysłać na mojego maila leonyvilu@wp.pl lub GG: 51762320
    Nie będę na takie pytania odpowiadać na blogu, gdyż to jest wasza nagroda, a inni nie muszą wiedzieć, co będzie, np. w następnym rozdziale. Tak? Rozumiecie? ;* Dyplomy już rozesłane :D Miłego dnia/nocy/ranka/wieczoru xD

    Jeszcze raz dziękuję za wzięcie udziału i bardzo wszystkim gratuluję! Jesteście wspaniali!