21.10.2016

[Relacja] Spotkanie z Tini

Hejka! Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o spotkaniu z Tini, na którym byłam :)

Zacznijmy od początku, kiedy to spotkanie z Martiną Stoessel miało odbyć się 13.10.2016r. w galerii Arkadia w Warszawie i zostało ono ogłoszone dwa tygodnie wcześniej. Jak każda jej fanka, bardzo chciałam tam być i się z nią zobaczyć. Od razu pobiegłam do rodziców i zaczęłam z nimi o tym rozmawiać. Tata od razu powiedział, że to szalone i się nie zgodził. Mieszkam ok. 500 km od Warszawy, pięć godzin drogi, więc naprawdę ciężko namówić rodziców na taką podróż. Pogodziłam się z tym, bo nie było nawet pewności, czy każdemu uda się dojść do Tini. Jednak tydzień później odwołano spotkanie, a po kilku dniach (11 października) Universal Music Polska ogłosiło konkurs na najbardziej kreatywne zdjęcie z płytą Tini. Nagrodą było spotkanie ze Stoessel. Ale chwila! Wyniki ukazały się dopiero dzień przed spotkaniem! Jakie było moje zaskoczenie, kiedy równo o godzinie 19 dostałam maila od UMP:


Powiedziałam o tym tacie i zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, a tata był załamany, musiał mnie zawieźć. Od razu usiadłam do komputera i zaczęłam pisać list do Tini. O godz. 4 w nocy (13 października) wyruszyliśmy do Warszawy. O ok. 9 byliśmy na miejscu. Poszliśmy do siedziby Universal Music Polska, gdzie odebrałam opaskę, dzięki której mogłam wejść na spotkanie.


Na miejsce spotkania poszłam godzinę przed rozpoczęciem. Było naprawdę bardzo dużo osób. Wnioskuję po zdjęciach na Facebooku UMP, że było nas tam ponad 300. Przedział wiekowy to od ok. 8 lat do 18 i wyżej. Zaznaczam, że więcej było osób 12+ niż tych młodszych. Spotkanie odbyło się w Blue City w klubie Lucid. Teraz już dokładnie nie wiem, ale wpuszczono nas do niego ok. godziny 14:00. W klubie ciągle leciały piosenki Tini. Niestety Martina zamiast przyjść o 14:30, przyszła o 15:30. Jak to dziewczyna stojąca obok mnie powiedziała "Chociaż raz mogliby zrobić coś punktualnie" :P W końcu Tini wychyliła się do nas z góry i pomachała. Radość była przeogromna. Wszyscy piszczeli i krzyczeli. Potem Martina odeszła i wychyliła się ze swoim telefonem, którym nas nagrała. Jedna z organizatorek surowo krzyczała, że nie ma żadnej histerii, wrzasku i przepychania się, bo zakończymy spotkanie, dlatego też wszyscy byliśmy bardzo grzeczni ;) Następnie zaśpiewaliśmy razem fragment piosenki "Siempre Brillaras". Efekt - niesamowity. Cudownie jest śpiewać, wiedząc, że obok ciebie stoją osoby, które tak, jak ty kochają tą samą idolkę. Pan ochroniarz wpuszczał po 10 osób. Do Tini szło się po schodkach na górę, gdzie siedziała na wysokim krzesełku przy stoliku i czekała na swoich fanów. Nie można było wyciągać telefonów i robić zdjęć własnym sprzętem. Podczas stania w kolejce, już na schodkach, jedna z mam wyciągnęła telefon i zrobiła zdjęcie Tini. Wtedy ochroniarz wyprosił ją razem z córką, które nie doszły jeszcze do Martiny. Niestety nie mogły już wrócić, ponieważ pani po powrocie od Martiny obcinała opaski. Jest mi bardzo szkoda tej dziewczynki... :c Wracając. Na wstępie trzeba było podpisać zgodę na opublikowanie zdjęć na Facebooku UMP. Potem dalej stało się w kolejce, przede mną stało ok. pięć osób. Można było dać tylko jedną rzecz do podpisania! Dlatego dobrze było mieć przy sobie opiekuna, który także miał opaskę i wchodził z nami - mógł dać do podpisania naszą drugą rzecz ;) No i w końcu podeszłam do Tini! Jejku, jaka ona jest śliczna! Nie uwierzycie mi, że jest piękniejsza niż na tych wszystkich zdjęciach, ale to prawda! Rozmawiałam z nią po angielsku. Na początku się przywitałam i dałam jej list, na co zareagowała "Oooo, thank you" i się uśmiechnęła. Potem się przytuliłyśmy i wtedy powiedziałam "I love you", a Tini "I love you, too". Martina jest tak bardzo kochana i miła... Cały czas się uśmiechała i ma taki przyjemy do tego głos. Mimo tych wszystkich filmików nie spodziewałam się, że przebywanie z nią jest tak przyjemne. Następnie fotograf zrobił nam zdjęcie. Mam dwa zdjęcia: pierwsze: ja i Tini, drugie: ja, Tini i mój tata. Nie wiedziałam co się dzieje. Miałam przed sobą moją jedyną idolkę, którą tak bardzo kocham. Spełniłam wtedy swoje największe marzenie! Dlatego emocje wzięły górą i zapomniałam jej podziękować. Mówi się trudno, a ja już sobie wybaczyłam - czułam się jak w śnie, trzęsły mi się ręce... No i jak tylko odeszłam od Tini, zaczęłam płakać. Wzięłam tylko plakat "Tini nowe życie Violetty", który można było ze sobą zabrać, pani odcięła mi opaskę, zeszłam na dół i płakałam. To było tak piękne i niesamowite uczucie, którego po prostu nie da się opisać. To tak jakby wygrać życie.


Podsumowując, opłacało się przebyć w sumie te 1000 km na te dwie minuty z Tini. Nie żałuję, a nawet tak bym nigdy nie pomyślała! Pamiętajcie, że jeśli wam na czymś zależy, to walczcie o to, nie poddawajcie się! Teraz, gdy już spełniłam to swoje marzenie, poczułam, że to jest wykonalne. że te marzenia naprawdę da się spełnić. Trzeba tylko wierzyć i dążyć do ich spełnienia. Życzę wam, abyście kiedyś mieli okazję spotkać swoich idoli. Nigdy nie myślcie, że to się nie zdarzy, bo z takim podejściem ciężko cokolwiek zrobić :)

Bonus (tak naprawdę zapomniałam dodać): Gdy stałam w kolejce, fanka dała Tini dużą czekoladę Milkę, a reakcja Tini była bezcenna: "Aaaa, yeeees!" :D

Dokładam filmiki ze spotkania:





Przepraszam za jakość filmików. Normalnie jest o wiele lepsza, ale niestety tak się przesłało na bloga :( Aha, jeśli chcecie obejrzeć filmiki to polecam na komputerze, bo na telefonie może się po prostu nie otworzyć :)