30.09.2015

Brak rozdziału przez najbliższe dwa tygodnie!

Przepraszam, że rozdział trzynasty jeszcze nie pojawił się na blogu :( Jak zawsze powinien być w niedzielę wieczorem lub z małym opóźnieniem, ale niestety nie uda mi się go dodać w tym tygodniu.

Mam do przeczytania DWA tomy "Krzyżaków" na 19 października, a nawet nie zaczęłam pierwszego (tak, powodzenia Julka -,-) Nie ma to jak dowiedzieć się dwa tygodnie przed terminem o dwóch tomach.
Nie zanudzam.

Uwaga! Rozdział trzynasty powinien pojawić się w niedzielę 18 października lub po 19 października. Uwierzcie mi, że łamie mi się serce :( Wiem, że tak czekacie i że tak bardzo chcecie, ale jak nie będę czytać to dostanę szlaban na tele :(

Do tego tą notkę piszę na przerwie, bo w domu nie będę mieć czasu :(

Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że będziecie na mnie czekać :)
Rozdział napisany juź w połowie ^^ Piszę sobie po trochu na długiej przerwie i w autobusie. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie :)

Kocham Was misie
i do zobaczenia ;*

20.09.2015

Rozdział 012 - Kłopoty = policja, kara, kłótnia, koniec związku

30 maja 2015r. (sobota)

Rozdział dedykuję Ashley Red <333
Dziękuję za takie motywujące komentarze, kocham ;*
Violetta
Poczułam dłonie Leona na swoich ramionach. Nie odwróciłam się. Nie chciałam. Mimo, że go kocham, nie chcę, żeby się o mnie teraz martwił. Jest wesele, a ja popełniłam ogromny błąd i sama powinnam go naprawić. Jestem za niego odpowiedzialna. A Lucy nie jest niczemu winna. Tak naprawdę i ja i każdy inny postąpiłby tak jak ona. Odebrałam jej najwspanialszą szansę, którą mogła wykorzystać. Ale przyszłam ja i wszystko zepsułam. Jest mi przykro, smutno i wszystko co z tym związane na raz. Spojrzałam w niebo, aby nie dopuścić do wypłynięcia łez z moich oczu.
- Czemu twoja kuzynka sobie poszła? - zapytał stojąc tak jak wcześniej.
- Czekam na nią. - wymyśliłam na poczekaniu. - Poszła po... szczotkę chyba.
- Violu, ale ja widziałem. Bądź ze mną szczery. Ja też jestem człowiekiem i tak jak ty nie chcę być okłamywany. O co poszło?
Odwróciłam się w jego kierunku. Spojrzałam na jego niepokojącą twarz, która krzyczała "powiedz, powiedz". Pocałował mnie w czoło, aby dodać mi otuchy.
- Przepraszam! - wykrzyknęłam łamiącym głosem. - Nie chciałam psuć ci dobrego humoru. Skoro mam ci wyznać całą prawdę to poszło o ciebie. Wcześniej wmówiłam jej, że jesteś chamem po tym co powiedziałam Ludmile i zniechęciłam ją do ciebie. Ale kiedy wszystko mi wyjaśniłeś... Ona dowiedziała się, ze jesteśmy razem i się na mnie bardzo wkurzyła. Mówiła, że odebrałam jej ciebie. - spuściłam głowę.
- I tak wybrałbym tylko ciebie. Po za tym znam ją zaledwie kilka godzin. To nie miałoby sensu. - odpowiedział.
- Ale ona jest zła.
- I będziesz się teraz nią tak przejmować? Daj spokój. Nie myśl o tym, przejdzie jej. - dotknął palcem mojego nosa, a ja zaśmiałam się.
Objął mnie ramieniem i weszliśmy do środka. Podeszliśmy do rodziców Leona. Długie, jasnobrązowe włosy idealnie pasowały do seledynowej, prostej sukienki matki Leona. Zaś ojciec był ciemnym blondynem. Naturalnie miał na sobie białą koszule, krawat i marynarkę. Leon wziął mnie za rękę i mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się. Podeszliśmy bliżej do stołu.
- Mamo, tato chciałbym wam przedstawić Violettę, czyli dziewczynę, która skradła moje serce. Violu, to jest moja mama Victoria i tata Alejandro. - wskazał dłonią.
- Dzień dobry.  - przywitałam się uśmiechnięta, ale zdenerwowana.
Wtuliłam się w ramię chłopaka, aby pozbyć się nieprzyjemnego stresu.
- Violetta jest córką Marii i Germana Castillo. - wytłumaczył.
- Aaa, Leon. Moje dziecko. - wykrzyknęłam kobieta.
Zerwała się z krzesła i wyściskała nas. Złapała moją dłoń i uśmiechnęła się przyjemnie.
- Kochanie, dbaj o niego, żeby nie robił głupstw. Wiesz jak to chłopcy. - zaśmiała się.
- Mamo... - jęknął Leon.
Klepnęłam go w ramię. Victoria podniosła ręce w geście obronnym i powróciła na miejsce nie zważając na mój gest.
- Gratuluję, - powiedział mile Alejandro i przytulił mnie i Leona jak swoje dzieci.
Następnie poszliśmy do moich rodziców. Przedstawiłam im Leona chociaż wcale nie musiałam, bo doskonale go znają.
- Leon, opiekuj się nią. Dbaj, żeby nic się jej nie stało i czuła się dobrze przez cały czas. Ufam ci. No, ale nie bój się mnie tak. - zaśmiał się poklepał go po plecach.
Mama zaczęła go przytulać, a mnie obcałowywać.
- Tak się cieszę. - powtarzała.
- Leon! - krzyczał Federico. - Gratuluję ci przyjacielu, gratuluję! - przybiegł z poślizgiem.
Zaśmialiśmy się.
- Ale jesteś farciarzem. Na mnie żadna nie leci. Co ze mną nie tak? - wybuchnęli śmiechem.
Chrząknęłam głośno, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Co? - zapytał, a ja nie dowierzałam. - Aa, gratki. - powiedział po chwili i poszedł.
Przekręciłam oczami. Cały Federico. Powie coś i odejdzie bez słowa. Logika mojego brata.

Dzięki Leonowi wytrzymałam aż do trzeciej w nocy. Jak na moje możliwości to bardzo długo. Zasnęłam mu na kolanach z głową na jego ramieniu. Później pamiętam tylko, że wziął mnie na ręcę i wyszedł ze mną na dwór. Było mi zimno, dlatego przykrył mnie swoją marynarką. Zaniósł do domku i położył na łóżku. Pocałował w policzek i poszedł zostawiając mnie już śpiącą.

Rano obudziłam się o godzinie 13. Szybko zerwałam się z łóżka widząc, ze w domku nikogo nie ma. Zaczęłam się szykować do poprawin. Wyciągnęłam z małej, drewnianej szafy kremową sukienkę z różowymi elementami i weszłam z nią do łazienki. Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się. Tak jak mówiła to kosmetyczka, makijaż wytrzymał mi do dzisiaj. Włosy podobnie, tylko trzeba było trochę je poprawić i gotowe. Wyszczotkowałam zęby, psiknęłam się perfumami i nałożyłam na usta kolejną warstwę szminki. Założyłam się sukienkę i obkręciłam się wokół własnej osi patrząc w lustro. Zjadłam przygotowane przez mamę kanapki z weselnego bufetu i wyszłam z domku. Zmrużyłam oczy czując na swojej twarzy rażące słońce. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę sali. Zostało dość sporo ludzi. Prawie wszyscy siedzieli przy altance i rozmawiali. Zza drzew czuć było dym z ogniska.
- Szykują się kiełbaski. - szepnęłam do siebie radośnie.
Nie zatrzymując się doszłam do budynku. Otworzyłam drzwi i znalazłam się w środku pośród kilkudziesięciu osób. Wzrokiem szukałam wiadomo kogo. Gdy go znalazłam zakradłam się za jego plecy i zakryłam dłońmi jego oczy. Odsłoniłam je i dałam mu buziaka w policzek zostawiając różowy, lekki ślad na jego policzku. Czule się w niego wtuliłam, a on oddał uścisk.
- Heej! - powiedział całując mnie we włosy.
- Cześć. - odpowiedziałam odsuwając się od niego.
- Jak się spało? - zapytał i uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze, szczególnie w twoich ramionach. - zaśmiałam się.
- Ślicznie wyglądasz w tej sukience, ale... - zamilkł.
- Ale tamta była ładniejsza? - zapytałam lekko wkurzona.
Chociaż muszę przyznać, że tamta leżała na mnie lepiej. No, ale nie spodziewałam się, że mi to powie. No chamstwo w państwie. Muszę się przyzwyczaić, że nie zawsze będzie z nim tak kolorowo. Przecież to facet. A faceci są lekko świrnięci. A jak są świrnięci to robią głupie rzeczy. No, a jak robią głupie rzeczy to potem są kłopoty. Kłopoty = policja, kara, kłótnia, koniec związku, przeprosiny i tak w kółko. Faceci...
- Nie. - wskazał wzrokiem na coś za mną.
Odwróciłam się. Moim oczom ukazała się Lucy. Uśmiechnęłam się niepewnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. To była strasznie niezręczna sytuacja. Moje serce biło tak szybko jak tej nocy podczas naszego pierwszego pocałunku z Leonem. Chciałam tylko tego, żeby się uśmiechnęła, podała mi swoją rękę, przytuliła i powiedziała "nic się nie stało". Jednak to tylko marzenie. Ciężkie do spełnienia.
Szatynka postawiła pierwszy krok, drugi, trzeci, aż pojawiła się przy mnie o pięć centymetrów dalej. - Suka! - wyciągnęła dłoń i uderzyła nią w mój policzek po czym uciekła.
Otworzyłam buzie krzycząc z bólu. Złapałam się w obite miejsce i upadłam na ziemię. Okropny ból rozprzestrzenił się po całej twarzy. Tak, że rozbolała mnie głowa. Z moich oczu zaczął wypływać strumień łez. Leon kucnął przy mnie i mocno przytulił.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Ludzie przyglądali się całej sytuacji nie próbując nawet pomóc. To jest żałosne, jak tak można!?
Pokręciłam głową chcąc powiedzieć "nie". Spojrzał na mój czerwony jak pomidor policzek i pocałował go. Pomógł mi wstać. Załatwił od kelnera kostki lodu i przyłożył mi do rozżarzonego miejsca.
- Już dobrze?
- Tak, lepiej. Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Odwzajemnił gest. Wtuliłam się w jego silne ramiona widząc cały czas obraz wściekłej Lucy.


Taram taram taram!!! I jak? He he he, zła Lucy :D I ja też :P Ten rozdział jest dłuższy niż poprzedni :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba i do zobaczenia! Wgl z tym, że oni się spotkają na weselu i się pocałują i będą razem... Wy to wszystko zgadliście, no! Mam kuźwa jakiś czytelników jasnowidzów xD A nie, Julka ty głupia dziewczynko. Ty masz takie durne pomysły, że można się było tego spodziewać -,-

Buziaczki, kocham Was mocno :*
Niunia Verdas

PS. Niedługo pojawi się ankieta. Chcę zobaczyć ile was jest :) To zajmuje tylko dwie sekundy, a dla mnie jest to bardzo ważne. Także zapraszam do głosowania :D

EDIT: Ankieta jest już na blogu na górze po prawej stronie ;) Zapraszam do głosowania!

13.09.2015

Rozdział 011 - Kocham cię.


30 maja 2015r. (sobota)


Rozdział dedykuję Karisia V-Lover. Nie smutaj już :(

Violetta
- Pięknie śpiewasz. - powiedzieliśmy prawie równocześnie.
Zaśmialiśmy się. Nastała cisza. Przyjemna cisza. Taka, która pozwalała nam przyswoić fakty. Pierwszy raz ktoś napisał dla mnie piosenkę. Do tego z takim niesamowitym głosem. Mało kto ma swoją piosenkę napisaną przez drugą osobę, a ja jestem zwykłą dziewczyną. Od razu robi mi się gorąco w sercu.
- Jesteś śliczna. - odezwał się przyjemnym głosem i zgarnął mój kosmyk włosów za ucho. 
Zarumieniłam się, ale na szczęście było za ciemno by to zauważył. On jest taki słodki. Tylko spojrzeć na niego. Jak dla mnie idealny pod każdym względem.
- Dzięku... - chłopak przytkał mi swój palec do moich ust podkreślonych malinową szminką.
- Nie. - złapał mnie za ręce. - Violu, gdy cię pierwszy raz ujrzałem, a potem poznałem, coś we mnie pękło i wymiękłem. Na początku myślałem sobie "dziewczyna jak każda", ale z czasem zrozumiałem, że jesteś wyjątkowa. Od tamtego czasu pragnąłem zobaczyć ciebie uśmiechniętą, usłyszeć twój głos. Nie wiem, czy ty czujesz o mnie coś więcej niż przyjaźń. Zawsze tak o nas mówiłem, bo byłem tchórzem, debilem. Bałem się, że stracę cię już na zawsze. Dlaczego rozmawiałem tylko z tobą? Dlaczego śmiałem się właśnie z tobą? Dlaczego broniłem tylko ciebie? Dlaczego zawsze, gdy mnie potrzebowałaś byłem? Odpowiedź jest tylko jedna. Skradłaś moje serce. - wyznał spokojnym głosem, ale jednak słychać było lekkie drzenie. 
Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy spadające na jego dłonie. Nie mogłam się powstrzymać. To było piękne. 
- Leon, nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego usłyszę. Ja naprawdę... Nie wiem co powiedzieć.  - wyszlochałam.
- Violu, kwiatuszku. Kocham cię. Czy chciałabyś spełnić moje jak do tej pory największe marzenie i zostać moją dziewczyną? - zapytał słodko.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie, ale jednak mój głos się załamał.
 Otarłam ręka łzy, a on mnie mocno przytulił. W tych ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Nie mogę uwierzyć, że to własnie się stało. Jestem w jego sercu. Jestem kochana. Dla niego liczę się tylko ja, nikt inny. Wtuliłam głowę w jego ramię. 
- Kocham cię, Leon. - wyszeptałam mu do ucha. 
- Nie płacz. - odsunęłam się lekko od niego i wtonęłam w jego oczy. - Jesteś taka urocza. Nie powinnaś płakać.
- To łzy szczęścia. Nawet nie wiesz jak u mnie w środku wszystko buzuje. Cała jestem szczęśliwa, ze mam właśnie ciebie. Jesteś moim skarbem, którego nie chcę stracić.
Dotknął mojego policzka.
- Wiesz, że wybrałeś mnie? Czyli jesteś teraz za mnie odpowiedzialny. - powiedziałam śmiejąc się.
- Jestem tego w pełni świadomy. Będę ciebie bronił i kochał jak książę księżniczkę do końca mojego życia. I choćby nie wiem co miałoby się stać, zawsze zostaniesz w moim sercu. - dotknął czołem mojego czoła. Czułam jego oddech. Zbliżył się jeszcze bardziej i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Tą piękną chwilę przerwał nam ogromny hałas. Niechętnie się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy w górę. W niebo wystrzeliwały kolorowe petardy tworząc serce. 
- To dla nas? - zapytał i się rozejrzał.
W pobliżu nikogo nie było.
- Jest północ, czyli tort! - krzyknęłam i pociągnęłam Leona w stronę sali. Przed budynkiem stali wszyscy goście wraz z parą młodą. Puściłam chłopaka i wieszałam się w tłum ludzi. Stanęłam obok rodziców. 
- Gdzie ty byłaś?! - zapytała zdenerwowana Lucy.
- A chodziłam tu i tam... - zaśmiałyśmy się.
Po petardach wszyscy weszliśmy do środka, a na środek wjechał tort. Jak zawsze zaśpiewalismy sto lat, a kelnerzy rozdali każdemu po kawałku ciasta. Gdy zjadłam rozbrzmiała wolna muzyka. Momentalnie przy mnie pojawił się Leon.
- Zatańczysz? - zapytał uśmiechnięty.
Kiwnęłam głową i złapałam jego wyciągniętą dłoń. Zaprowadził mnie na środek, znalazł wolne miejsce na sali i tak jak już kilka par zaczęliśmy tańczyć wolnego. Oparłam głowę o jego ramię. Prowadził mnie w tańcu. Był taki delikatny i spokojny. Trzymał moją rękę czasem całując mnie we włosy. 
- Kocham cię. - szepnął.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam z zamkniętymi oczami.
Przejechałam dłonią po jego klatce piersiowej. 
Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Widzę, że nowa para młoda się wczuła! - powiedział prowadzący do mikrofonu. 
Wszystkie oczy patrzyły teraz tylko na nas.
- Leon? - zapytałam nie zwarzając na zaistniała sytuację.
- Tak? Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Mówiłeś, że jestem, śliczna, miła i tak dalej. Chce tylko wiedzieć. Co z moją nieśmiałością? 
- Jeśli dla ciebie jest to wada to nawet z nią jesteś najwspanialsza. Czy to źle? Nie, to bardzo słodkie, bo możesz mi wierzyć, ze tym mnie przyciągnęłaś. - odpowiedział spokojnie.
Uśmiechnęłam się, on także.
Obok nas pojawiła się Lucy z podniesionymi do góry brwiami.
- Leon, pozwól, że zabiorę ci tą ślicznotkę na minutę. Musimy sobie coś wyjaśnić.
Chłopak podniósł ręce w geście obronnym. Kuzynka zaciągnęłam mnie do łazienki. 
- Nienawidzę cię! - krzyknęła.
- Co? Nie rozumiem. - wyjąkałam.
- Zaplanowałaś to sobie! Byłaś zazdrosna i odciągnęłaś go ode mnie i co?! Chajtnęłaś się z nim może? Jesteś niemożliwa! "Przecież Leon jest oszustką" - naśladowała mnie. - A może to ty jesteś oszustką?! Gratuluję ci. Życzę ci szczęścia, ale mnie juz nigdy nie zobaczysz. Spodziewaj się, że Leon z takim podłym charakterem kiedyś cię zostawi. I zostaniesz sama, bo ani ja ani on już ci nie pomoże! - krzyknęła i odeszła. 
Stałam i patrzyłam jak znika w ciemności. Nie tak to wszystko miało wyglądać.


To co, możemy kończyć już tą historie, nie? xD Żartuję c:
Rozdział jest jaki jest. Krótki. Błędy poprawie później. Ale tak to jest jak chce się dodać ten rozdział jak najszybciej, a na kartce wygląda na dłuższy. Mam jednak nadzieję, ze się wam spodobał :). W końcu Leonetta ^^ Jutro mam na ósmą, czyli się nie wyśpię. Ale robię to dla was, bo was bardzo, bardzo kocham ;*. Dziękuję za taką dużą ilość komentarzy pod poprzednim postem :). Już się w szkole zaczęło -,- Jutro dwie kartkówki ;( Trzymajta kciuki i dobranoc skarbeczki! <333

6.09.2015

Rozdział 010 - Ślicznie wyglądasz, Vilu.

30 maja 2015r. (sobota)


Rozdział dedykuje Jortini 
za długie i wywołujące u mnie
 niezwykły uśmiech na twarzy komentarze.
 Dziękuje kochana <3


"Miłość to żaden film w żadnym kinie 
ani róże ani całusy małe, duże. 
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół, 
drugie ciągnie je ku górze."  ~ Zanim pójdę, Happysad.

Violetta
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - powiedział ksiądz.
Para młoda po długim pocałunku wyszła przed kościół i została obsypana przez wszystkich gości białym ryżem. Następnie złożyliśmy im życzenia i pojechaliśmy za ich samochodem do miejsca, gdzie miała odbyć się uroczystość. Tam, od razu zaczęliśmy szukać swoich miejsc, na których zasiedliśmy i czekaliśmy na przystawkę. Rozglądnęłam się, aby przejrzeć wzrokiem całą salę. Wtedy ujrzałam przy drzwiach moją kuzynkę. Wstałam i nie patrząc na innych podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.
- Lucy! - krzyknęłam.
- Violetta? Nie wierzę. Ojej, w ogóle się nie zmieniłaś. Nadal taka słodka dziewczyneczka. - zaśmiała się i oddała uścisk.
Lucy wygląda dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy widziałyśmy się codziennie. Te same błękitne, wielkie oczy i brązowe włosy. Tyle, że miała je upięte w koka, więc nie wiem jakiej są długości. Wydaje mi się, że podobnie tak jak ja, czyli lekko za ramiona.
- I co tam u ciebie, opowiadaj. - zapytała.
- Powiedzmy, że nie jest źle. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
Ruszyłyśmy razem do stołu i usiadłyśmy obok siebie. Dosłownie przez cały czas ze sobą rozmawiałyśmy. Nawet wtedy, kiedy był pierwszy taniec pary młodej. Lucy chodzi na kółko teatralne. Niedawno przeszła casting do bajki Disneya. Jest w trakcie nagrywania. Jednak, że nie jest jeszcze pełnoletnia musi chodzić normalnie do szkoły. Dlatego na planie spędza sześć godzin mimo, że jest główną bohaterką.
- A ty czym się interesujesz? - zapytała.
- Chodzę na zajęcia taneczne. Federico chodzi do szkoły muzycznej. Bardzo chciałabym tam uczęszczać, ale niestety rodzice nie wyrażają na to zgody. - posmutniałam.
- Będzie dobrze, nie martw się. - przytuliłyśmy się i zaczęłyśmy razem tańczyć. Nie widziałam tu żadnego przystojniaka w moim wieku, o którym mówiła mi mama. No cóż. Nie mam szczęścia. Przy tańcach cały czas się śmiałyśmy i wygłupiałyśmy. Później musiałyśmy zrobić przerwę na obiad. Lucy od razu po posiłku poszła tańczyć, a ja musiałam chwile odetchnąć, więc wyszłam na dwór się przespacerować. Podwórko przed budynkiem było ogromne. Znajdowały się tam kamienne ścieżki prowadzące do różnych miejsc. Wzięłam jedną z nich na pierwszy ogień i poszłam zobaczyć co tam jest. Zawiodłam się. Stał tam tylko płot i mały mosteczek, który nie miał nawet metra, a pod nim był długi rów. Zawróciłam do "startu". Druga ścieżka była bardzo wąska i długa. Po prawej stronie ciągnęły się trochę wyższe ode mnie choinki. Na przemian: jasna, ciemna, jasna, ciemna... A po drugiej stronie stały dwie szerokie, drewniane huśtawki na kilka osób w odstępie kilku metrów. Gdy się skręciło w prawo trzeba było przejść pod drzewem, a tam był malutki staw z mostkiem, który nie prowadził na drugą stronę. Zagradzały mu w tym rośliny  krzaki. W wodzie pływały lilie, ryby i żaby. Czasami można było zobaczyć jak wyskakują. Dalej były domki dla gości, którzy byli zaproszeni na poprawiny, aby mogli przenocować. Po dość długim spacerze wróciłam do sali. Usiadłam obok mamy,
- Gdzie Lucy? - zapytałam.
- Tam, tańczy z tym chłopakiem co ci mówiłam. Przez cały ten czas jak ciebie nie było ona z nim była. - odpowiedziała uśmiechnięta.
Zaczęłam szukać jej wzrokiem. O, jest! Tańczą i gadają jakby znali się od lat. Nie widzę go dokładnie, ale z tyłu jest nawet spoko. Szatyn. Pod pretekstem pójścia do toalety zaczęłam mu się przyglądać. Podeszłam do nich i klepnęłam kuzynkę lekko w ramię. Zatrzymała się tak jak chłopak.
- A, to jest moja kuzynka Violetta, Violu to jest Leon.
Tajemniczy spojrzał na mnie. Zaczęło mi się robić gorąco, a moje ciało się trzęsło.
- Violetta. - uśmiechnął się wypowiadając moje imię.
To nie może być prawda. Nie chcę już tutaj być. Chcę wracać natychmiast do domu. Mam dość. To jest niemożliwe. Podbiegłam do mamy.
- Chcę wracać do domu, teraz. - krzyknęłam roztrzęsiona.
- Ale kochanie, co się stało? Źle się czujesz? Jeśli nie to widzę sensu. Nie będziemy wracać kolejne dwie godziny, bo ty tak chcesz. Uspokój się. - odpowiedziała i wróciła do rozmowy ze swoimi przyjaciółmi.
Nie wierzę. Moja własna matka olała mnie w tak strasznym momencie. Pojedyńcza łza kapnęła mi na sukienkę. Wybiegłam z sali, a zaraz za mną Lucy. Na szczęście bez chłopaka. Odwróciłam się w jej kierunku.
- Lucy, on ci się podoba, prawda? - zapytałam przełykając ślinę.
- No tak, to wielki przystojniak. - odpowiedziała melodyjnie.\
- Nie możesz z nim być. - wydusiłam.
- Co? Będziesz mi wybierać chłopaka? Oszalałaś?! - krzyczała.
- Nie, ja po prostu go znam i wiem, że podrywa każdą dziewczynę, a tak już jest w związku. - wydukałam.
- Ale on mówił...
- Kłamał. - odbiegłam od niej i usiadłam na huśtawce.
Musiałam jej to powiedzieć. Kocham ją i nie chcę, żeby spotkało ją to co mnie. Nie chcę, żeby cierpiała z powodu takiego idioty. Pokręciłam głową załamana. Nie wierzę. Jaki piękny przypadek. Mojej mamy przyjaciela syn to akurat Leon. Lepszej wersji być nie mogło. Wstałam i zmierzyłam ku białemu budynkowi. Przede mną pojawił się Leon. Postawiłam krok w prawo, ale on także tak zrobił. Złapał mnie za ramiona, ale szybko ściągnęłam jego ręce i uciekłam. Spojrzałam się do tyłu. Stał tak jak wcześniej. Nawet się nie ruszył. Podeszłam do stołu.
- Czemu nie tańczysz? - zapytał tata wyciągając mamę na parkiet.
Nic nie odpowiedziałam. Tylko się uśmiechnęłam, a zaraz potem już go nie było. Usiadłam na krześle i nalałam sobie do wysokiej szklanki soku pomarańczowego. Wrzuciłam trzy kostki lodu i włożyłam różową słomkę do napoju. Zaczęłam pić. I tak mniej więcej minęło kilka godzin. Wyglądało to mniej więcej tak, że strasznie znudzona siedziałam przy stole, obserwowałam zachowania ludzi, rozmawiałam ze starszymi osobami i czasami tańczyłam ze swoją mamą. O północy były oczepiny. Prowadzący zabawę zawołał wszystkie panny do kółeczka. Stanęłam z boku i przyglądałam się sytuacji. Spojrzałam na Lucy, a ona na mnie. Posłała mi mordercze spojrzenie, pociągnęła za rękę i w ciągnęła do kółka. Westchnęłam ciężko.W środku siedziała na krzesełku pani młoda. Zaczęła się muzyka. W pewnym momencie kobieta rzuciła welonem, a ja nawet nie spostrzegłam, kiedy go złapałam. Spojrzałam na lekki materiał i otworzyłam szeroko buzię, po czym się uśmiechnęłam. Wszyscy bili mi brawa. Świadkowa wpięła mi go we włosy i podeszłam do rodziców. Zaczęła się muzyka, a wokół pana młodego krążyli wszyscy panowie. Od tyłu naskoczyła mnie Lucy.
- Ale z ciebie szczęściara. - ucieszyła się. - Kto będzie twoim przyszłym mężem.
Zaśmiałyśmy się. Pewnie jakiś starszy ode mnie i na pewno jakiś zboczeniec. Tak nie chcę tańczyć. Ech... I po co ja to łapałam? Odwróciłam się w stronę parkietu. Widzę, że pan młody już dawno rzucił muszkę. Zaczęłam się rozglądać za nowym panem młodym, ale nie mogłam znaleźć.
- Kto złapał? - zapytałam.
- Leon. - Lucy wskazała palcem.
Chłopak podszedł do mnie, a ja nerwowo przełknęłam ślinę. Nienawidzę go za to kłamstwo. Czuje się niezręcznie. Muszę być przy nim przez przynajmniej minutę, to za długo. On.musi wiedzieć, że jeśli popełnił błąd to musi ponieść za niego konsekwencję. Przewróciłam oczami i wyrównałam sukienkę. Wyciągnął do mnie ręce. Westchnęłam i podałam mu swoje dłonie, które z nerwów zrobiły się lodowate. Wyszedł ze mną na środek parkietu. Zaczęła się muzyka, a my poruszaliśmy się w jej rytm. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest.
- Ty tak zawsze? - zapytałam cicho.
- Nie rozumiem.
- Zarywa aż do wszystkich dziewczyn, a potem one dowiadują się prawdy, a ty jesteś z tego zadowolony. Taki obmyśliłeś plan? - szepnęłam.
Nie odpowiedział.
- Wiem, że chodzisz z Ludmiłą. - powiedziałam pewnie i w pewnym sensie zadowolona.
- To masz złe źródło informacji. Kto ci wcisnął to do głowy? - zapytał.
- Ludmiła. - odpowiedziałam speszona.
To samo mówiła mi Francesca. Jednak w jego głosie słychać samą prawdę. Nie wiem czemu, ale uwierzyła mu, a nie przyjaciółce.
- Zrobiła to specjalnie, żeby zrobić ci przykrość. Nie nabierz się na jej kłamstwa. - wyjaśnił spokojnie i obrócił.
Zrobiło mi się głupio. Dlaczego w to nie uwierzyłam? Dlaczego byłam taką idiotka i nie pomyślałam, że Ludmiła to sobie zaplanowała tak, żeby zrobić mi tylko na złość? Oskarżyłam tego bez winnego człowieka najgorszymi słowami. Jestem okropna. Zatkało mnie, nie mogłam nic z siebie wydusić. Dlatego też przez dalszą część tańca się nie odzywaliśmy. Trwała niezręczna atmosfera. Do tego ponad sto osób się w nas przyglądała z uśmiechem na twarzy. A Lucy to w ogóle jakieś znaki mi przekazywała, z których kompletnie nic nie rozumiałam. Zaś rodzice pokazywali mi kciuki w górę. 
Gdy tak się na wszystkich patrzyłam usłyszałam miły szept z na przeciwka.
- Ślicznie wyglądasz, Vilu.
Popatrzyłam się na chłopaka. Uśmiechnęliśmy się.
- Dziękuję. - odpowiedziałam.
Muzyka się zakończyła, a my rozeszliśmy się w swoje strony słysząc oklaski zebranych. Podeszłam zadowolona do kuzynki, która także tryskała radością.
- O czym gadaliście?! - wyściskała mnie, co jak później się okazało zobaczył Leon i zaczął się śmiać z niej.
- No, o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Skomplementował mój wygląd. - odpowiedziałam.
- O Boże! Aaa - zaczęła piszczeć.
- Spokojnie. - zaśmiałyśmy się.
Zaczęły się kolejne zabawy, ale niestety tylko dla pełnoletnich, ponieważ nagrodami była wódka. Przyglądałam się tym wszystkim wariacjom dorosłych. A gdy moi rodzice zaczęli "tańczyć, czyli tarzać się dywanie... Nie powiem jak to wyglądało, ponieważ na samo to wspomnienie mam odruchy wymiotne. Dlatego też postanowiłam wyjść na dwór. Było ciemno, ale bezpiecznie, w okół teren był ogrodzony. Przechodziłam między ścieżkami przyglądając się gwiazdom, których było dzisiaj wyjątkowo bardzo dużo i świecącemu księżycowi. Zawiał lekki wiatr, który spowodował gęsią skórkę na moim drobnym ciele. Przetarłam kilka razy dłonią ramię przeciwnej ręki. Zadygotałam, ale potem się uspokoiłam. Poczułam, że ktoś idzie za mną. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam ciemną postać mężczyzny. Podszedł do mnie bliżej. Odetchnęłam z ulgą.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Może inaczej. Co ty tu robisz sama? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jest bezpiecznie, nic mi nie grozi. Nie chciałam patrzeć na to wyprawiają moim rodzice.
- Nie dziwię ci się. - zaśmialiśmy się.
Nastała głucha cisza. Patrzyliśmy się na siebie, ale nie widziałam dokładnie jego twarzy. Było za ciemno, abym mogła ujrzeć jego wielkie szmaragdowe oczy.
- Przepraszam za to co napisałam ci na gg. Byłam głupia i uwierzyłam Ferro. Jest mi tak strasznie przykro. naprawdę nie jesteś winny... - wymamrotałam.
- Rozumiem cię.
- Ale proszę, nie gniewaj się. Wybacz mi. - po moim policzku spłynęła łza, a mój głos się coraz bardziej łamał.
- Nie płacz. Przecież nic się nie stało. - otulił mnie swoim ciałem.
Rozkleiłam się na dobre. Tak bardzo brakowało mi prawdziwego przytulasa z ego strony. Ten jeden gest może tyle zdziałać. Czuję się przy nim jak najszczęśliwsza dziewczyna pod słońcem. On i tylko on się liczy. Pogładził swoją dłonią moje włosy i mocniej przytulił.
- Jak mógłbym ci nie wybaczyć? Takiej księżniczce? Najpiękniejszej na świecie? Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Śliczna, delikatna, urocza, słodka, miła, troskliwa. Istne cudo. - wymieniał.
- Ale nie śmiała.
- To w tobie uwielbiam. Jesteś taką dziewczynką, którą muszę się opiekować.
Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam. Przyzwyczaiłam się do tej ciemności i dzięki temu dość wyraźnie widzę jego twarz. On też się uśmiechnął.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Wiesz, że napisałem kawałek piosenki specjalnie dla ciebie?
- Naprawdę? Możesz mi ją teraz zaśpiewać. - powiedziałam nie dowierzając.
Chrząknął i zaczął śpiewać.

"Jesteś dla mnie wszystkim, więc odrodzę się z miłości
Wciąż mi zimno, bo nie mam Cię, aż niebo zszarzało już
Mogę czekać wiele lat, marząc że przyjdziesz do mnie
Bez Ciebie to życie nie ma sensu..."

- Tylko ty... - nie dokończył.
Zaczęłam śpiewać dalej jego piosenkę, a słowa od razu przychodziły mi do głowy.

"Poczekam, bo nauczyłeś mnie jak teraz żyć
Pójdę z tobą, dlatego że chcę dać Ci mój świat
Będę czekać aż powrócisz
I zrobię wszystko, żeby znów Cię widzieć"

Tadaaam :D
To chyba najdłuższy rozdział w historii bloga xD
Aj, kocham go. Jeśli mam go ocenić to pod względem akcji tej takiej romantycznej to jest to najlepszy rozdział na moim blogu :P Samoocena :D Ale nie mi to oceniać. Ja jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że wy też. Czekam na opinię :]
Kocham Was mocno, mocno ;***
Do następnego :)

PS. Błędy poprawię później :)