Violetta
- Wtedy już nikt nie będzie ze mną rozmawiał. Proszę! Daj sobie spokój.
- Okey, ale nie daruję. - odpowiedział wściekły.
- Czyli?
Wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami. Schowałam głowę między dłonie. Mam naprawdę kochanego brata i doceniam to, co dla mnie robi. Chce zapewnić mi stu procentowe bezpieczeństwo i szczęście. Jesteśmy z tej samej rodziny, a jednak on nie ma problemu ze swoimi rówieśnikami. Źle się czuję w takiej sytuacji wiedząc, że mój brat bliźniak żyje jak normalny nastolatek. Jest to smutne. Tak bardzo bym chciała żyć swobodnie. Westchnęłam i zeszłam do jadalni na obiad. Przy stole siedział już mój brat i ciocia. Usiadłam na krześle i od niechcenia wzięłam do ręki widelec, co zapewne zobaczyła Angie.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie, jestem zmęczona. - odpowiedziałam.
Popatrzyłam się lekko na Federico. Nic się nie odzywał tylko siedział z oczami zatopiony mi w talerz. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam już, że wypapla wszystko cioci. Ale jednak zachował to, co mu powiedziałam dla siebie. Po posiłku wyciągnęłam z plecaka podręcznik od bologii, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam czytać. Po godzinie nudnej nauki poszłam do łazienki. Weszłam do kabiny prysznicowej i umyłam się. Następnie nałożyłam na siebie piżamę i wyszczotkowałam zęby. Włosy ułożyłam w luźnego warkocza i poszłam spać.
26 maja 2015r. (wtorek)
Wstałam i rutynowo tak jak każdy człowiek wykonałam poranne czynności w łazience. Po czym zeszłam na śniadanie. Zaraz potem dołączyły do mnie dwie bliskie mi osoby.
- Hej bracie! Hej ciociu! - powiedziałam, gdy schodzili ze schodów.
- Hej siostra!
Ciocia dała mi buziaka w czoło. Na szczęście Federico nie poruszył wczorajszego tematu i zachowywał się normalnie. Tak, jakby nic się nie stało. W sumie ja też nie chciałam po sobie poznać tej przygnębionej. Po prostu nie miałam zamiaru wprowadzać ich w zły nastrój. Chwyciłam plecak poszłam do szkoły. Na miejscu przywitałam się z przyjaciółkami i z resztą klasy rozpoczęliśmy pierwszą lekcję - biologię. Usiadłam w swojej ławce. Zwykle na tej lekcji siedzę z Katy, ale dzisiaj jej nie było.
- Ech... Dzień dobry dzieci. Nie mam zamiaru dzisiaj nikogo przekrzykiwać. Wyciągać kartki. Przepiszcie pytania z tablicy i na nie odpowiedzcie. - powiedziała od niechcenia i po cichu zaczęła sprawdzać obecność przy okazji zabijając nas wzrokiem. Uczy już tu od dobrych kilkunastu lat i nadal się jeszcze nie przyzwyczaiła, że do tej szkoły chodzą NASTOLATKOWIE. Na każdej lekcji marudzi, że jesteśmy niedoukami i najgorszym uczniami tej szkoły. Rozpoczęłam wykonywanie zadań, gdy po chwili poczułam ukłucie długopisem w plecy. Odwróciłam lekko głowę. To Leon.
- Co w drugim? - zapytał prawie niedosłyszalnie.
Napisałam odpowiedź na kartce i podałam mu ją. Po krótkim czasie dostałam z powrotem tą samą kartkę, ale na odwrocie była wiadomość od niego.
"Po raz kolejny ci dziękuję. Akurat wczoraj ominąłem ten temat no i wiesz. ;) Dzięki."
Uśmiechnęłam się. Schowałam karteczkę do piórnika i powróciłam do kartkówki. Po lekcji, gdy wszyscy wyszli zostałam ja sama razem z Leonem i nauczycielką. Ona zawsze zostaje w swojej sali i przegląda papiery. Pozwoliła nam chwile zostać. Namówiłam go, żeby nigdzie nie szedł, bo chciałam z nim chwilę porozmawiać.
- Dzięki za podpowiedź. - szepnął.
Uśmiechnęliśmy się.
- Mam pytanie. Pamiętasz jak wczoraj przy wyjściu ze szkoły się przewróciłam? - przytakanął. - Potknęłam się o linkę i nie wiem kto mi ją podstawił. Nie chcę cię o nic osądzać, ale czy to ty mi ją podłożyłeś? - zapytałam.
- A czemu wzięłaś akurat mnie pod uwagę?
- Bo akurat wtedy pojawiłeś się przy mnie na parterze.
- Nie, to nie byłem ja. Poszedłem wtedy do sklepiku bodajże po wodę. Mówię serio. Nie zrobiłbym ci tego, a zwłaszcza przed schodami. - odpowiedział.
- Nawet za ten wypadek na boisku? - dopytywałam.
- Przecież to było niechcący. Nic się nie stało, żyję. - odpowiedział i czule się uśmiechnął.
- A jak myślisz? Kto mógłby mi to zrobić?
- Nie wiem, ale pomogę ci. - poklepał mnie lekko po ramieniu i poszedł przodem.
Zamroziło mnie. Dosłownie. Po dotkniętym miejscu przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Odwrócił się w moją stronę.
- No co? Chodź, pójdziemy pod salę. - podbiegłam do niego.
- Co chcesz zrobić? - zapytałam. - Będziesz się pytał wszystkich czyja to sprawka?
- No co ty? To byłoby bez sensu. Po lekcjach pójdziemy do woźnego i przejrzymy kamery. Wtedy na bank zobaczymy sprawcę. Tylko szybko, bo potem mam treningi na sali gimnastycznej.
- Świetny pomysł. W sumie nie wpadłabym na to.
Uśmiechnął się dumnie. Po lekcjach tak jak ustaliliśmy zeszliśmy na parter do pomieszczenia pana woźnego. Stanęliśmy przed nim.
- Gotowa?
Niby zwykłe pytanie, ale ja usłyszałam w nim troskę. Może to dziwne, ale naprawdę poczułam jakby swoim głosem mnie całą otulał. Nie ukrywam, że tym więcej z nim rozmawiam tym bardziej go kocham. Jest jedyny w swoim rodzaju. Taki spokojny i bardzo miły.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Chłopak zapukał do drzwi, które po chwili otworzył nam starszy, siwy mężczyzna ubrany w kraciastą koszulę i niebieski roboczy kombinezon.
- Słucham? - pochylił głowę ku dołowi.
- Dzień dobry. Chcielibyśmy zobaczyć kamery z poprzedniego dnia ok. godziny 15 przed drzwiami wejściowych od wewnętrznej strony. - wyjaśnił chłopak.
- A do czego dzieci jest to wam potrzebne?
- Otóż wtedy ktoś podłożył linę mojej przyjaciółce. - wskazał na mnie. - I chcielibyśmy zobaczyć kto to był.
Mężczyzna usiadł przed komputerem i przewijać do tamtego momentu. Podeszłam bliżej ekranu.
- O! Patrz tu. - Leon wskazał palcem na ekran komputera. - To Ludmiła. Zakłada z Natalią linkę. A teraz ty upadasz. Ja podchodzę, a one ją odwiązują i uciekają. No pięknie.
Wyszliśmy z pomieszczenia.
- Po Ludmile można było się tego spodziewać. - powiedziałam. - Przepraszam, że w ogóle wzięłam cie pod uwagę.
- Spoko.
- Em, jak tłumaczyłeś się woźnemu to nazwałeś mnie przyjaciółką.
- No, tak. A nie jesteśmy przyjaciółmi? - uśmiechnął się pytająco.
- Jasne. - przytaknęłam zmieszana.
- A teraz lecę na trening. - pomachał i odbiegł.
- Poczekaj! - krzyknęłam. - Nie mów nic Ludmile. I... dzięki. - uśmiechnął się i odszedł.
Chciało mi się płakać ze szczęścia. To mój najszczęśliwszy dzień od tego tygodnia. Rozmawiałam tak długo z Leonem i była to naprawdę przyjemna rozmowa. Ma u mnie plusa za pomoc. Bardzo miłe uczucie. Wróciłam do domu.
- Jestem! - krzyknęłam.
Weszłam do salonu. Angie siedziała przy fortepianie i grała jakiś utwór.
- Violu, już przyszłaś. Jesteś głodna?
- Na razie nie. Jest Fede? - zapytałam.
- Nie, wyszedł gdzieś. - odpowiedziała.
Bardzo mnie zastanawia, gdzie mógłby wyjść. Zapewne do swojego najlepszego przyjaciela Justina. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do brata. Włączyła się sekretarka, więc zadzwoniłam do Justina.
Justin: Halo? - odezwał się po kilku sygnałach.
Ja: Jus, jest u ciebie Federico?
Justin: Nie, a co?
Ja: Bo nie ma go w domu. Dzięki, pa.
Justin: Pa!
Po chwili dostałam esemesa. Popatrzyłam na ekran telefonu : Wiadomość od Federico.
"Jestem w Twojej szkole. Tylko na 5 minut, dłuuugie 5 minut."
Co? Federico poszedł do szkoły. Rozwiązać sprawę z linką. Opowiadałam o Leonie. Leon jest na treningach. Cholera.
Wybiegłam z domu nie biorąc nawet torebki. Biegłam do szkoły najszybciej jak mogłam. Wpadłam do środka budynku. Nikogo nie było. Pobiegłam pod salę gimnastyczną. Chłopaki stali przed drzwiami do hali.
- Jeszcze raz dowiem się, że zrobiłeś coś mojej siostrze, a skopię ci tyłek, idioto! - krzyczał.
- Stop! To jakieś nie porozumienie. Federico idź stąd. - wrzeszczałam na brata. Odwrócił się na pięcie i odszedł. - Leon, przepraszam. Nie wiem co w niego wstąpiło. - tłumaczyłam się, ale on zabił mnie wzrokiem i wrócił do sali.
Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Dlaczego to zrobił? Powiedział, że tym razem nic nie zrobi. A najgorsze jest to, że oskarżył Leona. Tego, który jest niewinny. Boże, ratuj. Przetarłam łzy rogiem bluzki i wróciłam załamana i zapłakana do domu.
- Kochanie, co się stało? - zapytała od progu ciocia.
Zignorowałam jej pytanie i ruszyłam do pokoju brata.
- Jak mogłeś?! - wrzasnęłam.
- Nie mogłem tego tak zostawić.
- Ale nie wziąłeś pod uwagę tego, że mógł zrobić to każdy! Oglądałam kamery, Leon jest niewinny! Federico, coś ty zrobił?!
Chłopak momentalnie zrobił się czerwony.
- Poczekaj! - krzyknęłam. - Nie mów nic Ludmile. I... dzięki. - uśmiechnął się i odszedł.
Chciało mi się płakać ze szczęścia. To mój najszczęśliwszy dzień od tego tygodnia. Rozmawiałam tak długo z Leonem i była to naprawdę przyjemna rozmowa. Ma u mnie plusa za pomoc. Bardzo miłe uczucie. Wróciłam do domu.
- Jestem! - krzyknęłam.
Weszłam do salonu. Angie siedziała przy fortepianie i grała jakiś utwór.
- Violu, już przyszłaś. Jesteś głodna?
- Na razie nie. Jest Fede? - zapytałam.
- Nie, wyszedł gdzieś. - odpowiedziała.
Bardzo mnie zastanawia, gdzie mógłby wyjść. Zapewne do swojego najlepszego przyjaciela Justina. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do brata. Włączyła się sekretarka, więc zadzwoniłam do Justina.
Justin: Halo? - odezwał się po kilku sygnałach.
Ja: Jus, jest u ciebie Federico?
Justin: Nie, a co?
Ja: Bo nie ma go w domu. Dzięki, pa.
Justin: Pa!
Po chwili dostałam esemesa. Popatrzyłam na ekran telefonu : Wiadomość od Federico.
"Jestem w Twojej szkole. Tylko na 5 minut, dłuuugie 5 minut."
Co? Federico poszedł do szkoły. Rozwiązać sprawę z linką. Opowiadałam o Leonie. Leon jest na treningach. Cholera.
Wybiegłam z domu nie biorąc nawet torebki. Biegłam do szkoły najszybciej jak mogłam. Wpadłam do środka budynku. Nikogo nie było. Pobiegłam pod salę gimnastyczną. Chłopaki stali przed drzwiami do hali.
- Jeszcze raz dowiem się, że zrobiłeś coś mojej siostrze, a skopię ci tyłek, idioto! - krzyczał.
- Stop! To jakieś nie porozumienie. Federico idź stąd. - wrzeszczałam na brata. Odwrócił się na pięcie i odszedł. - Leon, przepraszam. Nie wiem co w niego wstąpiło. - tłumaczyłam się, ale on zabił mnie wzrokiem i wrócił do sali.
Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Dlaczego to zrobił? Powiedział, że tym razem nic nie zrobi. A najgorsze jest to, że oskarżył Leona. Tego, który jest niewinny. Boże, ratuj. Przetarłam łzy rogiem bluzki i wróciłam załamana i zapłakana do domu.
- Kochanie, co się stało? - zapytała od progu ciocia.
Zignorowałam jej pytanie i ruszyłam do pokoju brata.
- Jak mogłeś?! - wrzasnęłam.
- Nie mogłem tego tak zostawić.
- Ale nie wziąłeś pod uwagę tego, że mógł zrobić to każdy! Oglądałam kamery, Leon jest niewinny! Federico, coś ty zrobił?!
Chłopak momentalnie zrobił się czerwony.
- Ja... Ja przepraszam. Chciałem dobrze dla ciebie.
Po jego policzku spłynęła łza przerażenia. Przytuliłam go mimo, że byłam na niego bardzo zła.
- Naprawię to malutka. Przepraszam. Masz go w znajomych na Facebooku?
Kiwnęłam głową. - Masz jego numer telefonu?
Ponownie przytaknęłam.
- Dawaj.
Chłopak zapisał cyferki do telefonu po czym wyszedł ze swojego pokoju. Nie wiem co będzie dalej, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziemy dobrymi przyjaciółmi.
Po jego policzku spłynęła łza przerażenia. Przytuliłam go mimo, że byłam na niego bardzo zła.
- Naprawię to malutka. Przepraszam. Masz go w znajomych na Facebooku?
Kiwnęłam głową. - Masz jego numer telefonu?
Ponownie przytaknęłam.
- Dawaj.
Chłopak zapisał cyferki do telefonu po czym wyszedł ze swojego pokoju. Nie wiem co będzie dalej, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziemy dobrymi przyjaciółmi.
Wiem, króciutki :(
Ale kochany blogger nie działa mi na telefonie jak należy i nie mogłam nic wkleić z żadnego notatnika. Porażka. Dopiero teraz jak wróciłam do domu dorwałam się do laptopa i wysłałam sobie na maila, a z maila na blogger i oto jest rozdział. Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu na końcówkę. Mimo to mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jest 01:35, dlatego doceńcie to :(
Spać mi się chce ;/
Dobranoc ;*
PS. Nikt nie wziął udziału w konkursie. No trudno :( Może następnym razem ;)