30 maja 2015r. (sobota)
Rozdział dedykuje Jortini
za długie i wywołujące u mnie
niezwykły uśmiech na twarzy komentarze.
Dziękuje kochana <3
"Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze." ~ Zanim pójdę, Happysad.
Violetta
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - powiedział ksiądz.
Para młoda po długim pocałunku wyszła przed kościół i została obsypana przez wszystkich gości białym ryżem. Następnie złożyliśmy im życzenia i pojechaliśmy za ich samochodem do miejsca, gdzie miała odbyć się uroczystość. Tam, od razu zaczęliśmy szukać swoich miejsc, na których zasiedliśmy i czekaliśmy na przystawkę. Rozglądnęłam się, aby przejrzeć wzrokiem całą salę. Wtedy ujrzałam przy drzwiach moją kuzynkę. Wstałam i nie patrząc na innych podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.
- Lucy! - krzyknęłam.
- Violetta? Nie wierzę. Ojej, w ogóle się nie zmieniłaś. Nadal taka słodka dziewczyneczka. - zaśmiała się i oddała uścisk.
Lucy wygląda dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy widziałyśmy się codziennie. Te same błękitne, wielkie oczy i brązowe włosy. Tyle, że miała je upięte w koka, więc nie wiem jakiej są długości. Wydaje mi się, że podobnie tak jak ja, czyli lekko za ramiona.
- I co tam u ciebie, opowiadaj. - zapytała.
- Powiedzmy, że nie jest źle. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
Ruszyłyśmy razem do stołu i usiadłyśmy obok siebie. Dosłownie przez cały czas ze sobą rozmawiałyśmy. Nawet wtedy, kiedy był pierwszy taniec pary młodej. Lucy chodzi na kółko teatralne. Niedawno przeszła casting do bajki Disneya. Jest w trakcie nagrywania. Jednak, że nie jest jeszcze pełnoletnia musi chodzić normalnie do szkoły. Dlatego na planie spędza sześć godzin mimo, że jest główną bohaterką.
- A ty czym się interesujesz? - zapytała.
- Chodzę na zajęcia taneczne. Federico chodzi do szkoły muzycznej. Bardzo chciałabym tam uczęszczać, ale niestety rodzice nie wyrażają na to zgody. - posmutniałam.
- Będzie dobrze, nie martw się. - przytuliłyśmy się i zaczęłyśmy razem tańczyć. Nie widziałam tu żadnego przystojniaka w moim wieku, o którym mówiła mi mama. No cóż. Nie mam szczęścia. Przy tańcach cały czas się śmiałyśmy i wygłupiałyśmy. Później musiałyśmy zrobić przerwę na obiad. Lucy od razu po posiłku poszła tańczyć, a ja musiałam chwile odetchnąć, więc wyszłam na dwór się przespacerować. Podwórko przed budynkiem było ogromne. Znajdowały się tam kamienne ścieżki prowadzące do różnych miejsc. Wzięłam jedną z nich na pierwszy ogień i poszłam zobaczyć co tam jest. Zawiodłam się. Stał tam tylko płot i mały mosteczek, który nie miał nawet metra, a pod nim był długi rów. Zawróciłam do "startu". Druga ścieżka była bardzo wąska i długa. Po prawej stronie ciągnęły się trochę wyższe ode mnie choinki. Na przemian: jasna, ciemna, jasna, ciemna... A po drugiej stronie stały dwie szerokie, drewniane huśtawki na kilka osób w odstępie kilku metrów. Gdy się skręciło w prawo trzeba było przejść pod drzewem, a tam był malutki staw z mostkiem, który nie prowadził na drugą stronę. Zagradzały mu w tym rośliny krzaki. W wodzie pływały lilie, ryby i żaby. Czasami można było zobaczyć jak wyskakują. Dalej były domki dla gości, którzy byli zaproszeni na poprawiny, aby mogli przenocować. Po dość długim spacerze wróciłam do sali. Usiadłam obok mamy,
- Gdzie Lucy? - zapytałam.
- Tam, tańczy z tym chłopakiem co ci mówiłam. Przez cały ten czas jak ciebie nie było ona z nim była. - odpowiedziała uśmiechnięta.
Zaczęłam szukać jej wzrokiem. O, jest! Tańczą i gadają jakby znali się od lat. Nie widzę go dokładnie, ale z tyłu jest nawet spoko. Szatyn. Pod pretekstem pójścia do toalety zaczęłam mu się przyglądać. Podeszłam do nich i klepnęłam kuzynkę lekko w ramię. Zatrzymała się tak jak chłopak.
- A, to jest moja kuzynka Violetta, Violu to jest Leon.
Tajemniczy spojrzał na mnie. Zaczęło mi się robić gorąco, a moje ciało się trzęsło.
- Violetta. - uśmiechnął się wypowiadając moje imię.
To nie może być prawda. Nie chcę już tutaj być. Chcę wracać natychmiast do domu. Mam dość. To jest niemożliwe. Podbiegłam do mamy.
- Chcę wracać do domu, teraz. - krzyknęłam roztrzęsiona.
- Ale kochanie, co się stało? Źle się czujesz? Jeśli nie to widzę sensu. Nie będziemy wracać kolejne dwie godziny, bo ty tak chcesz. Uspokój się. - odpowiedziała i wróciła do rozmowy ze swoimi przyjaciółmi.
Nie wierzę. Moja własna matka olała mnie w tak strasznym momencie. Pojedyńcza łza kapnęła mi na sukienkę. Wybiegłam z sali, a zaraz za mną Lucy. Na szczęście bez chłopaka. Odwróciłam się w jej kierunku.
- Lucy, on ci się podoba, prawda? - zapytałam przełykając ślinę.
- No tak, to wielki przystojniak. - odpowiedziała melodyjnie.\
- Nie możesz z nim być. - wydusiłam.
- Co? Będziesz mi wybierać chłopaka? Oszalałaś?! - krzyczała.
- Nie, ja po prostu go znam i wiem, że podrywa każdą dziewczynę, a tak już jest w związku. - wydukałam.
- Ale on mówił...
- Kłamał. - odbiegłam od niej i usiadłam na huśtawce.
Musiałam jej to powiedzieć. Kocham ją i nie chcę, żeby spotkało ją to co mnie. Nie chcę, żeby cierpiała z powodu takiego idioty. Pokręciłam głową załamana. Nie wierzę. Jaki piękny przypadek. Mojej mamy przyjaciela syn to akurat Leon. Lepszej wersji być nie mogło. Wstałam i zmierzyłam ku białemu budynkowi. Przede mną pojawił się Leon. Postawiłam krok w prawo, ale on także tak zrobił. Złapał mnie za ramiona, ale szybko ściągnęłam jego ręce i uciekłam. Spojrzałam się do tyłu. Stał tak jak wcześniej. Nawet się nie ruszył. Podeszłam do stołu.
- Czemu nie tańczysz? - zapytał tata wyciągając mamę na parkiet.
Nic nie odpowiedziałam. Tylko się uśmiechnęłam, a zaraz potem już go nie było. Usiadłam na krześle i nalałam sobie do wysokiej szklanki soku pomarańczowego. Wrzuciłam trzy kostki lodu i włożyłam różową słomkę do napoju. Zaczęłam pić. I tak mniej więcej minęło kilka godzin. Wyglądało to mniej więcej tak, że strasznie znudzona siedziałam przy stole, obserwowałam zachowania ludzi, rozmawiałam ze starszymi osobami i czasami tańczyłam ze swoją mamą. O północy były oczepiny. Prowadzący zabawę zawołał wszystkie panny do kółeczka. Stanęłam z boku i przyglądałam się sytuacji. Spojrzałam na Lucy, a ona na mnie. Posłała mi mordercze spojrzenie, pociągnęła za rękę i w ciągnęła do kółka. Westchnęłam ciężko.W środku siedziała na krzesełku pani młoda. Zaczęła się muzyka. W pewnym momencie kobieta rzuciła welonem, a ja nawet nie spostrzegłam, kiedy go złapałam. Spojrzałam na lekki materiał i otworzyłam szeroko buzię, po czym się uśmiechnęłam. Wszyscy bili mi brawa. Świadkowa wpięła mi go we włosy i podeszłam do rodziców. Zaczęła się muzyka, a wokół pana młodego krążyli wszyscy panowie. Od tyłu naskoczyła mnie Lucy.
- Ale z ciebie szczęściara. - ucieszyła się. - Kto będzie twoim przyszłym mężem.
Zaśmiałyśmy się. Pewnie jakiś starszy ode mnie i na pewno jakiś zboczeniec. Tak nie chcę tańczyć. Ech... I po co ja to łapałam? Odwróciłam się w stronę parkietu. Widzę, że pan młody już dawno rzucił muszkę. Zaczęłam się rozglądać za nowym panem młodym, ale nie mogłam znaleźć.
- Kto złapał? - zapytałam.
- Leon. - Lucy wskazała palcem.
Chłopak podszedł do mnie, a ja nerwowo przełknęłam ślinę. Nienawidzę go za to kłamstwo. Czuje się niezręcznie. Muszę być przy nim przez przynajmniej minutę, to za długo. On.musi wiedzieć, że jeśli popełnił błąd to musi ponieść za niego konsekwencję. Przewróciłam oczami i wyrównałam sukienkę. Wyciągnął do mnie ręce. Westchnęłam i podałam mu swoje dłonie, które z nerwów zrobiły się lodowate. Wyszedł ze mną na środek parkietu. Zaczęła się muzyka, a my poruszaliśmy się w jej rytm. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest.
- Ty tak zawsze? - zapytałam cicho.
- Nie rozumiem.
- Zarywa aż do wszystkich dziewczyn, a potem one dowiadują się prawdy, a ty jesteś z tego zadowolony. Taki obmyśliłeś plan? - szepnęłam.
Nie odpowiedział.
- Wiem, że chodzisz z Ludmiłą. - powiedziałam pewnie i w pewnym sensie zadowolona.
- To masz złe źródło informacji. Kto ci wcisnął to do głowy? - zapytał.
- Ludmiła. - odpowiedziałam speszona.
To samo mówiła mi Francesca. Jednak w jego głosie słychać samą prawdę. Nie wiem czemu, ale uwierzyła mu, a nie przyjaciółce.
- Zrobiła to specjalnie, żeby zrobić ci przykrość. Nie nabierz się na jej kłamstwa. - wyjaśnił spokojnie i obrócił.
Zrobiło mi się głupio. Dlaczego w to nie uwierzyłam? Dlaczego byłam taką idiotka i nie pomyślałam, że Ludmiła to sobie zaplanowała tak, żeby zrobić mi tylko na złość? Oskarżyłam tego bez winnego człowieka najgorszymi słowami. Jestem okropna. Zatkało mnie, nie mogłam nic z siebie wydusić. Dlatego też przez dalszą część tańca się nie odzywaliśmy. Trwała niezręczna atmosfera. Do tego ponad sto osób się w nas przyglądała z uśmiechem na twarzy. A Lucy to w ogóle jakieś znaki mi przekazywała, z których kompletnie nic nie rozumiałam. Zaś rodzice pokazywali mi kciuki w górę.
Gdy tak się na wszystkich patrzyłam usłyszałam miły szept z na przeciwka.
- Ślicznie wyglądasz, Vilu.
Popatrzyłam się na chłopaka. Uśmiechnęliśmy się.
- Dziękuję. - odpowiedziałam.
Muzyka się zakończyła, a my rozeszliśmy się w swoje strony słysząc oklaski zebranych. Podeszłam zadowolona do kuzynki, która także tryskała radością.
- O czym gadaliście?! - wyściskała mnie, co jak później się okazało zobaczył Leon i zaczął się śmiać z niej.
- No, o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Skomplementował mój wygląd. - odpowiedziałam.
- O Boże! Aaa - zaczęła piszczeć.
- Spokojnie. - zaśmiałyśmy się.
Zaczęły się kolejne zabawy, ale niestety tylko dla pełnoletnich, ponieważ nagrodami była wódka. Przyglądałam się tym wszystkim wariacjom dorosłych. A gdy moi rodzice zaczęli "tańczyć, czyli tarzać się dywanie... Nie powiem jak to wyglądało, ponieważ na samo to wspomnienie mam odruchy wymiotne. Dlatego też postanowiłam wyjść na dwór. Było ciemno, ale bezpiecznie, w okół teren był ogrodzony. Przechodziłam między ścieżkami przyglądając się gwiazdom, których było dzisiaj wyjątkowo bardzo dużo i świecącemu księżycowi. Zawiał lekki wiatr, który spowodował gęsią skórkę na moim drobnym ciele. Przetarłam kilka razy dłonią ramię przeciwnej ręki. Zadygotałam, ale potem się uspokoiłam. Poczułam, że ktoś idzie za mną. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam ciemną postać mężczyzny. Podszedł do mnie bliżej. Odetchnęłam z ulgą.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Może inaczej. Co ty tu robisz sama? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jest bezpiecznie, nic mi nie grozi. Nie chciałam patrzeć na to wyprawiają moim rodzice.
- Nie dziwię ci się. - zaśmialiśmy się.
Nastała głucha cisza. Patrzyliśmy się na siebie, ale nie widziałam dokładnie jego twarzy. Było za ciemno, abym mogła ujrzeć jego wielkie szmaragdowe oczy.
- Przepraszam za to co napisałam ci na gg. Byłam głupia i uwierzyłam Ferro. Jest mi tak strasznie przykro. naprawdę nie jesteś winny... - wymamrotałam.
- Rozumiem cię.
- Ale proszę, nie gniewaj się. Wybacz mi. - po moim policzku spłynęła łza, a mój głos się coraz bardziej łamał.
- Nie płacz. Przecież nic się nie stało. - otulił mnie swoim ciałem.
Rozkleiłam się na dobre. Tak bardzo brakowało mi prawdziwego przytulasa z ego strony. Ten jeden gest może tyle zdziałać. Czuję się przy nim jak najszczęśliwsza dziewczyna pod słońcem. On i tylko on się liczy. Pogładził swoją dłonią moje włosy i mocniej przytulił.
- Jak mógłbym ci nie wybaczyć? Takiej księżniczce? Najpiękniejszej na świecie? Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Śliczna, delikatna, urocza, słodka, miła, troskliwa. Istne cudo. - wymieniał.
- Ale nie śmiała.
- To w tobie uwielbiam. Jesteś taką dziewczynką, którą muszę się opiekować.
Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam. Przyzwyczaiłam się do tej ciemności i dzięki temu dość wyraźnie widzę jego twarz. On też się uśmiechnął.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Wiesz, że napisałem kawałek piosenki specjalnie dla ciebie?
- Naprawdę? Możesz mi ją teraz zaśpiewać. - powiedziałam nie dowierzając.
Chrząknął i zaczął śpiewać.
"Jesteś dla mnie wszystkim, więc odrodzę się z miłości
Wciąż mi zimno, bo nie mam Cię, aż niebo zszarzało już
Mogę czekać wiele lat, marząc że przyjdziesz do mnie
Bez Ciebie to życie nie ma sensu..."
- Tylko ty... - nie dokończył.
Zaczęłam śpiewać dalej jego piosenkę, a słowa od razu przychodziły mi do głowy.
"Poczekam, bo nauczyłeś mnie jak teraz żyć
Pójdę z tobą, dlatego że chcę dać Ci mój świat
Będę czekać aż powrócisz
I zrobię wszystko, żeby znów Cię widzieć"
Tadaaam :D
To chyba najdłuższy rozdział w historii bloga xD
Aj, kocham go. Jeśli mam go ocenić to pod względem akcji tej takiej romantycznej to jest to najlepszy rozdział na moim blogu :P Samoocena :D Ale nie mi to oceniać. Ja jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że wy też. Czekam na opinię :]
Kocham Was mocno, mocno ;***
Do następnego :)
PS. Błędy poprawię później :)