Jak zwykle rano zadzwonił mój budzik. Nie otwierając oczu wyłączyłam go i obróciłam się na drugi bok. Zamruczałam i powolnym ruchem przeniosłam się do pozycji siedzącej. Włączyłam telefon. Na ekranie blokady pojawiła się godzina - 5:30. Narysowałam wzór i zaczęłam przeglądać social media. Później weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Wyszczotkowałam zęby i uczesałam się w luźnego warkocza. Na planie i tak stylistki będą robić z moimi włosami dosłownie wszystko. Następnie ubrałam krótkie spodenki i białą, koronkową bluzkę. Na koniec spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami i wyszłam z pomieszczenia. Będąc na korytarzu, założyłam białe Superstary, wzięłam małą torebkę i wyszłam z domu. Na ulicy czekał już na mnie samochód, który woził mnie od poniedziałku do piątku na plan serialu "Violetta", w którym gram główną rolę. Otworzyłam drzwi pojazdu i usiadłam na miejscu pasażera obok kierowcy. Przywitałam się z mężczyzną i zamieniłam z nim kilka słów, a potem oboje zamilkliśmy. Jego praca musi być ciężka. Prawie jak moja. Codzienne wstawanie o tak wczesnej porze, dziesięciogodzinna praca, nauka scenariusza... To sporo, jak na osiemnastolatkę. Trzeba też znaleźć przecież czas na odpoczynek i spotykanie z przyjaciółmi. Ale gdy jestem zmęczona i przygnębiona tym wszystkim, przypominam sobie, że przecież aktorstwo to moje marzenie z dzieciństwa. Udało mi się je spełnić, to cudowne.
Samochód się zatrzymał.
- Miłego dnia, Martina. - rzekł kierowca, kiedy wysiadałam.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Wzajemnie.
Zamknęłam drzwi, a auto odjechało. Weszłam do budynku, gdzie toczyło się to całe filmowe 'życie'. Jak zwykle był tu bałagan. Kamery na każdym kroku, kable gdziekolwiek stanęłaś, papierki, papiery, scenariusze... Trzeba uważać. Pierwszego dnia na planie byłam przerażona. Bałam się, że zrobię coś nie tak albo się potknę. Teraz jest to dla mnie przyjemnością. Nie stresuję się. Panuje tu naprawdę miła atmosfera. Ale ja miałam wtedy czternaście lat, byłam mała. A to wszystko było dla mnie szokiem.
- Cześć... - przytuliłam przyjaciółkę. - Nie widziałyśmy się tylko przez dwa dni, a ja się za tobą tak stęskniłam.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Martina, Mercedes! Chodźcie na śniadanie! - krzyknął reżyser.
Ja śniadania w domu w tygodniu nie jem. Dopiero tutaj, cała ekipa je wspólnie razem pierwszy posiłek. To naprawdę niesamowite!
Udałyśmy się do jadalni. Przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam miejsce obok Lodo i Ruggero. No i oczywiście po posiłku, gdy wszystko posprzątaliśmy zaczęliśmy ciężką pracę. Najgorsze jest powtarzanie jednej sceny po tysiąc razy przez, jak to mówi montażysta, niesprzyjające warunki pogodowe. Ale bardzo często powodem też są nasze wpadki. Wtedy wszyscy się śmiejemy, co jest super zabawą! Około godziny 16 skończyliśmy pracę na planie i mogliśmy wrócić do domu.
- Mechi, idziemy dzisiaj na rowery? - zapytałam zachwycona dzisiejszą pogodą.
- Wybacz, kochana. Przyjechała do mnie rodzina, tak dawno ich nie widziałam. Może innym razem, co? Przepraszam, naprawdę... - przytuliła mnie ze smutną minką.
- Nie, no. Nic się nie stało. W pełni cię rozumiem. - uśmiechnęłam się.
Po pewnym czasie szukania ochotnika podeszłam do Jorge.
- Masz teraz czas, czy się gdzieś wybierasz? - spytałam.
- Nie, chyba nie. A co? - uśmiechnął się.
- Nikt nie ma czasu, a ja mam teraz taką ochotę na rowery... Jest taka śliczna pogoda, a ty jesteś ostatnią szansą. - wyjaśniłam.
- Jasne. - odpowiedział rozbawiony. - To o której się spotykamy?
- No nie wiem. Teraz pójdę do domu coś zjeść, ty pewnie też.
- Okey, to umawiamy się o 17:30 w parku. - rzekł.
Kiwnęłam głową i wróciłam do domu. Po przekroczeniu progu drzwi zdjęłam buty i od razu weszłam do kuchni. Wyjęłam z szafek potrzebne składniki i zaczęłam przygotowywać spaghetti. Gdy danie było gotowe, nałożyłam je na talerz. Wzięłam naczynie i usiadłam na kanapie, gdzie zjadłam obiad i w między czasie obejrzałam serial. Następnie posprzątałam po sobie. Mieszkam sama w wynajmowanym mieszkaniu. Mój dom znajduje się w Buenos Aires, a aktualnie znajduje się w Madrycie, w Hiszpanii. Od miesiąca nie widziałam się ze swoją rodziną. Tak jak mówiłam, mieszkam sama, dlatego muszę dbać o porządek w tym domu. Wyciągnęłam z roboczego pomieszczenia swój biały rower i wyprowadziłam go na zewnątrz. Założyłam buty, spakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy do plecaczka i zamknęłam drzwi na klucz. Włożyłam słuchawki do uszu, w których usłyszałam "Into You" Ariany Grande, a następnie wsiadłam na rower i pojechałam do największego, jak i najbliższego parku w Madrycie. Zaparkowałam w centrum parku i usiadłam na ławeczce. Jorge jeszcze nie było. Przyszedł dopiero po kilku minutach. Przytuliłam go i wsiadłam na rower. Powoli jeździliśmy rozmawiając.
- Wiesz, że ostatnio częściej jeżdżę na rowerze? - wspomniał.
- Ja też. - powiedziałam.
- I jestem szybki. - uniósł brwi.
- Oj, sądzisz, że jestem powolna na rowerze? - zaśmiałam się.
- Możemy się o tym przekonać.
Spojrzałam na niego pytająco, wracając od razu wzrokiem na drogę, by się nie przewrócić.
- Zrobimy wyścigi. - zaproponował.
Wybuchłam śmiechem.
- Mówię serio. - powiedział poważnym głosem.
- No dobra. - zgodziłam się po chwili namysłu. - Jeśli wygram, musisz spełniać wszystkie moje zachcianki przez cały miesiąc.
- Okey... Ale jeśli ja wygram... - zastanowił się. - To postawię ci dziesięć pytań, na które musisz się zgodzić.
Przełknęłam ślinę. Bałam się, że może to być coś strasznego. Ale Jorge to mój przyjaciel, nie zrobiłby czegoś, co mogło by się źle dla mnie skończyć.
- Zgadzam się. - rzekłam. - To dokąd się ścigamy?
Jorge się zatrzymał i rozejrzał.
- Od tego drzewa... do tego słupa przy ulicy. - powiedział.
Kiwnęłam głową i się przygotowałam.
- Gotowa?
Wzięłam głęboki wdech i skinęłam głową.
- Start! - krzyknął.
Nacisnęłam na pedały i ruszyłam. Pędziłam jak nigdy. Już po kilku sekundach zaczęły boleć mnie uda. Ale nie dam się. Jeszcze trochę do końca. Jechaliśmy w tym samym tempie. Niestety w ostatniej chwili Jorge mnie wyprzedził i na mecie był pierwszy. Krzyknął radośnie i wystawił mi język. Zrobiłam groźną minę i zahamowałam. Założyłam ręce i udałam obrażoną. Jorge się tylko zaśmiał. Zszedł z roweru i przytulił mnie,
- I kto tu jest szybszy? - droczył się.
- Nie byłam przecież taka zła. - broniłam się.
- No to prawda. Jeszcze trochę i serio byś mnie wyprzedziła. Pytania zaczynamy od jutra. - odsunął się i puścił oczko.
Westchnęłam kiwając głową.
- Nie martw się. - pogładził mnie po plecach. - Wyzwania nie będą trudne. - zaśmiał się.
- Jorge. - spojrzałam na niego wzrokiem "taa, jasne". - Znam cię. Już się boję. - uśmiechnęłam się.
Następnego dnia po planie zdjęciowym, podszedł do mnie Jorge. Wyciągnął z kieszeni karteczkę i spojrzał na mnie.
- Pamiętasz? Dzisiaj pierwsze wyzwanie. - uśmiechnął się.
- Ciężko byłoby zapomnieć. - zaśmialiśmy się.
- No więc... Czy pójdziesz na plac zabaw i zjedziesz ze zjeżdżalni? - wyczytał z kartki.
Wybuchłam śmiechem.
- No jasne. Takie łatwe wyzwania to ja mogę wykonywać do końca życia. - oznajmiłam rozbawiona.
- Pamiętaj, że przed tobą jeszcze dziewięć zadań. - ostrzegł mnie.
Kiwnęłam głową.
- Chodźmy. - dotknął dłonią moich pleców idąc obok mnie.
W parku była masa dzieciaków. Jedne przechodziły labirynt, drugie huśtały się na huśtawkach, a inne zjeżdżały na zjeżdżalni. Były to dzieci w przedziale wiekowym 3-10 lat. Ja miałam 18 - spora różnica.
- No, na co czekasz? - pośpieszał mnie chłopak.
- No już, już. - uspokoiłam go.
Weszłam na piasek, a następnie na drewniany labirynt prowadzący do zjeżdżalni. Pech chciał, że akurat tego dnia wybrałam sobie buty na słupku. Ostrożnie przeszłam przez bujające się belki. Jeszcze trochę i koniec.
- Proszę Pani. - zawołała starsza kobieta.
Momentalnie odwróciłam głowę w jej stronę.
- To jest miejsce dla dzieci, nie dla dorosłych osób. Bardzo proszę, żeby pani zeszła.
Przestraszona spojrzałam się na śmiejącego się Jorge.
- Ttaak, tylko raz zjadę z tej zjeżdżalni i już sobie idę. - odpowiedziałam zmieszana.
Kobieta westchnęła kręcąc niezadowolona głową i odeszła. Ja natomiast doszłam do końca i zjechałam ze zjeżdżalni podczas, gdy wszystkie oczka dzieci spoczywały właśnie na mnie. Wyszłam z piaskownicy i wróciłam do Jorge.
- Zadowolony? - zapytałam strzepując ze spodni piasek.
Kiwnął głową rozbawiony.
- Ale śmieszne.
W środę, podczas przerwy, Jorge podał mi małe, niebieskie pudełeczko. Uniosłam pytająco brwi.
- To twoje dzisiejsze wyzwanie. Musisz zjeść całą.
Otworzyłam opakowanie i zobaczyłam papryczkę chili.
- Nie, Jorge. Błagam... - jęknęłam.
- Na popicie mam dla ciebie mleko. - zaśmiał się.
Nie wiem czemu, ale wokół mnie zebrała się cała ekipa serialu.
- Tini, czemu on stawia ci wyzwania? - zapytała Mechi.
- Bo przegrałam zakład. - westchnęłam i wzięłam w palce papryczkę.
- Dajesz, Tini! - krzyczeli wszyscy.
Ugryzłam kawałek, ale zaraz potem wsadziłam sobie ją całą do buzi. Na początku było okey, ale potem zaczęło się piekło.
- Mleko, dajcie mi mleko! - krzyczałam wystawiając język.
Spanikowana Cande podała mi biały napój, a ja zaczęłam go szybko pić, do momentu, gdy ostry smak przestał działać w mojej buzi.
Przyjaciele bili mi brawo. Spojrzałam na Jorge mordującym wzrokiem, a potem zaczęłam się śmiać.
- Już nigdy nie zjem papryczki chili. - oznajmiłam. - Za to wcisnę ją do tej twojej pięknej buźki. - zagroziłam Jorge, który zaczął się śmiać.
- Hej wszystkim! - krzyknęłam wchodząc na plan filmowy.
- Witaj, Tini. - przywitał się ze mną uśmiechnięty Martin, nasz reżyser.
Odwzajemniłam uśmiech i poszłam dalej w głąb budynku.
- Hej, Tinka! - krzyknął Jorge.
- Tini, jestem Tini. - zaśmiałam się.
- Niech ci będzie.
- Jakie dzisiaj przygotowałeś dla mnie wyzwanie? - zapytałam odwieszając torebkę na wieszak.
Usiadłam na fotelu, podczas, gdy Jorge szukał swojej karteczki.
- Chole...
- Jorge. Nie przeklinaj w moim towarzystwie. - przerwałam mu.
- Sorry, zapomniałem. - uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową.
- Zapomniałem kartki. Okey... Zaraz coś wymyślę. - powiedział.
Wyciągnęłam z torebki scenariusz i powtarzałam sobie, gdy Leon się zastanawiał nad moim wyzwaniem.
- Musisz sobie zrobić słodkie, ale takie przesłodkie selfie ze mną i wstawić na wszystkie swoje portale społecznościowe. - uśmiechnął się głupio.
Puknęłam się kilka razy palcem w czoło.
- Żartujesz sobie? - zmarszczyłam brwi. - Wiesz, o tym, że potem wszyscy: fani, dziennikarze, paparazzi będą się nami interesować i pytać o nas jako para? Wyobrażasz sobie, co to będzie? Jesteś tego pewny, że tego chcesz? - wstałam zdenerwowana.
- Jestem pewien tego co robię. - odpowiedział zadowolony.
- Żebyś się potem nie zdziwił.
- No już, nie denerwuj się tak, bo nie wyjdziesz słodko na zdjęciu. - zaśmiał się.
Westchnęłam i wyjęłam z tylnej kieszeni swój telefon. Włączyłam Snapchata i wyciągnęłam rękę do przodu. Zbliżyłam się do Leona tak, że dotykałam go swoim ciałem i pocałowałam go w policzek. Uwieczniłam ten moment klikając palcem na kółeczko, dzięki czemu wyszło zdjęcie. Zapisałam je, a następnie wstawiłam na my story, Instagrama, Twittera i Facebooka.
- Zadowolony? - uśmiechnęłam się.
- Bardzo. - zaśmiał się.
- Mam jeszcze jedno wyzwanie. - powiedział, gdy już miałam iść do naszej wspólnej kuchni.
Zatrzymałam się.
- Dwa jednego dnia?
- A kto powiedział, ile ma być zadań na dzień? - zakpił.
- No mów, szybko. Nie mamy czasu, Jorge! - pośpieszałam go.
- Przytul mnie.
- Co? - spojrzałam na niego.
- Twoje wyzwanie. Nie przytulisz przyjaciela? - zrobił smutną minkę.
- Ooo, no oczywiście, że tak. Ktoś tu chyba dawno się nie przytulał, co? - zachichotałam wtulając się w jego silne ramiona.
Następnego dnia, po wyczerpującym dniu pracy w końcu mogłam wrócić do domu. Dzisiaj zrobiliśmy naprawdę dużo ujęć.
- Tini! Poczekaj! - usłyszałam.
Odwróciłam się i ujrzałam biegnącego do mnie Jorge. Na plecach niósł gitarę. Uśmiechnęłam się.
- Wyzwanie. - wydyszał.
- Ach, no tak. Zapomniałam. - przyznałam.
- Idziesz teraz ze mną pod galerię. - powiedział i pociągnął mnie za rękę idąc w tamtym kierunku.
- Ale po co? Jorge, jestem zmęczona... - jęknęłam.
- Zaśpiewasz ze mną "Te amo a ti", a gdy podejdą do nas fani, ty będziesz mogła podejść tylko do jednego z nich. - powiedział.
- Jesteś chamski. ja nie jestem taka. Potem wszędzie będzie szumieć, jaka ta Tini jest dla swoich fanów obojętna. - powiedziałam wkurzona. - Jorge, nie zrobię tego! Zaczynasz mnie irytować! Chcesz mnie zniszczyć?! Zrobić ze mnie potwora?! Zepsuć moją karierę?! - krzyczałam.
Stanął na przeciwko mnie i położył dłonie na moich policzkach.
- Nie, nie chcę tego. Chcę się dobrze bawić. Jeśli stanie się coś, o czym mówiłaś, odkręcę i wyjaśnię to. Zaufaj mi. - powiedział spokojnie.
Kiwnęłam głową i ruszyłam dalej. Skoro obiecał to dotrzyma słowa. Znam go. Gdy byliśmy przed naszą ogromną galerią, usiedliśmy na brzegu fontanny. Chłopak wyjął gitarę i zaczął, jak gdyby nigdy nic na niej grać znaną mi melodię do piosenki "Te amo a ti".
- Por tu amor perdí el camino. No, no encuentro el camino. - zaczęłam śpiewać.
Nie minęło dużo czasu, a wokół nas pojawiło się pełno fanów.
- Tini! Jorge! - krzyczeli.
Przerwaliśmy nasz występ, gdy cały plac był zapełniony ludźmi. Jorge spojrzał na swój telefon i krzyknął do tłumu.
- Przepraszamy, ale coś nam wypadło i bardzo się śpieszymy!
- Bardzo kreatywnie. - wymamrotałam.
Podczas przeciskania się przez ludzi, Jorge podpisał kilku fanom autografy. Rozejrzałam się wokół siebie i spostrzegłam pewną dziewczynkę. Miała może z czternaście lat. Patrzyła się na mnie zaszklonymi oczami i w wyciągniętej ręce trzymała telefon i pamiętnik. Chyba jako jedyna nie krzyczała. Coś mnie podkusiło, żeby to właśnie ona byłą tą jedyną osobą.
Szczęściara - pomyślałam.
Popisałam się na wolnej kartce w jej pamiętniku i zrobiłam sobie z nią zdjęcie.
- Dziękuję. - wymamrotała płacząc.
- Nie płacz. - powiedziałam przekazując jej uśmiech.
Dotknęłam jeszcze jej dłoni i przedarłam się przez tłum. Wsiadłam z Jorge do jego samochodu, który stał na parkingu i odjechaliśmy, jak najdalej się dało. Na szczęście już nikogo za nami nie było.
Była sobota. Poświęciłam ten dzień na odpoczynek. Właśnie siedziałam na kanapie i przeglądałam gazetę, gdy zadzwonił Jorge. No tak, dzisiaj powinno być kolejne wyzwanie, szóste. Kliknęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo?
- Cześć, Tini. - powiedział.
- Hejka. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Dzwonię, bo mam do ciebie prośbę i wyzwanie w jednym. - oznajmił.
- No, mów.
- Zajmiesz się Jasperem do jutrzejszego wieczoru? - zapytał, a ja usłyszałam w jego głosie błaganie.
Jasper to jego pies, Husky.
- Jorge, ja się go panicznie boję. - jęknęłam.
- Ale on jest wytresowany, nic ci nie zrobi. Z resztą, widział cię kilka razy, nie jesteś dla niego obca.
- Trzymam cię za słowo. - westchnęłam.
- Zgadzasz się?
- Muszę. - zaśmiałam się.
- Ratujesz mi życie, Tini. - dziękował.
- To kiedy mam przyjść? - zapytałam.
- No najlepiej teraz. Przyszykuję ci łóżko, dobrze?
- Okey, będę za pół godziny. - rozłączyłam się.
Odłożyłam gazetę, którą podczas rozmowy miałam na kolanach i ruszyłam do pokoju, by spakować potrzebne rzeczy. Tak, jak powiedziałam chłopakowi, po pół godzinie czasu byłam już pod jego domem. Zapukałam do drzwi, które po chwili otworzył mi Jorge. Uśmiechnął się i mocno mnie przytulił. Weszłam za nim do środka,
- W pokoju obok łazienki jest sypialnia, w której masz przygotowane łóżko. - powiedział, na co kiwnęłam głową.
Zaraz potem usłyszałam dreptanie łap psa. Biało-czarny pies wyłonił się zza ściany i podszedł do mnie, a potem obwąchał moja nogę. Sięgał moich ud. Spięłam się.
- Nic ci nie zrobi. Pogłaszcz go. - powiedział Jorge.
Przyłożyłam rękę do puszystej sierści psa i lekko go pogładziłam
- Tak w ogóle to, gdzie ty jedziesz? - zapytałam.
- Moja dziesięcioletnia kuzynka została sama w domu i dostała gorączki. Muszę się nią zająć. A Jasper nie może zostać na dwadzieścia cztery godziny sam w domu. - odpowiedział.
- Na ziemi w kuchni leży karma, a na półce są jego przysmaki. Karmę je trzy razy dziennie, a kość zwykle dostaje po południu. Na spacery wychodź z nim przed każdym jego posiłkiem. Potrzebuje na to pół godziny.
- Niezmiernie się cieszę. - powiedziałam sarkastycznie. - Dobra, idź. Dam sobie radę.
- Dzięki. - rzucił i wyszedł z domu.
Zapięłam smycz do obroży psa i wyszłam z nim na dwór.
- Jasper! Nie ciągnij tak. - mówiłam.
Po dłuższym czasie wróciłam do domu i wsypałam do miski karmę. Dzisiaj to jego ostatnie jedzenie i spacer. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Właśnie leciał mój ulubiony film, który oglądałam chyba z tysiąc razy. Jasper wskoczył na kanapę i położył pysk na moich kolanach. O północy postanowiłam iść do łazienki się umyć. Na półce stały perfumy Jorge. Otworzyłam każde i powąchałam. Uwielbiam je. Zawsze, gdy jestem blisko Jorge, czuję ten niesamowity zapach i nie mogę się jemu oprzeć. Jorge jest kochanym człowiekiem. Czasami głupkowaty, ale umie wyhamować, gdy trzeba. Wzięłam szybki prysznic, wyszczotkowałam zęby, rozczesałam włosy i poszłam do wyznaczonego mi pokoju. Był to mały pokoik o kremowych ścianach. Na środku stało dwuosobowe łóżko, a obok kilka szafeczek. Zapewne jest to pokój gościnny. Rzuciłam swoją torbę z rzeczami na podłogę i położyłam się do łóżka. Miałam uchylone drzwi, dlatego w nocy koło mnie położył się pies i spał tak ze mną do rana. Nie wiem, czy robi tak zawsze, ale obudził mnie swoim piszczeniem. Od razu się zbudziłam i pierwsze, co zobaczyłam to jego śliczne oczka. Jedno niebieskie, a drugie zielone. Pogłaskałam go. Po dłuższym czasie leżenia, Jasper widocznie się wkurzył moim lenistwem i zaczął szczekać.
- No już wstaję! Cicho bądź! - próbowałam go przekrzyczeć.
Wstałam i udałam się do łazienki, gdzie w szybkim tempie wykonałam poranne czynności. Następnie zjadłam śniadanie i wyszłam z psem na spacer. Potem standardowo zjadł jedzenie. Ja w tym czasie uczyłam się scenariusza. Po południu, gdy już się robiło ciemniej, a ja nie miałam nic, czym mogłam się zająć, postanowiłam rozejrzeć się po domu. Nie był duży, jednopiętrowy. Łazienka, salon, mała kuchnia, pokój gościnny i jego sypialnia. Była w kolorze niebieskim, bardzo ładnie urządzona. Chłopak ma gust. Położyłam się na jego łóżku, chcąc sprawdzić, czy jest wygodne. W pościeli ujrzałam białą kartkę. Podparłam się na łokciach i rozwinęłam ją. Zguba się znalazła. Były na niej spisane wszystkie wyzwania. Zaczęłam czytać, aż doszłam do tych, których jeszcze nie wykonałam.
"7. Powiesz mi o swoim największym sekrecie?
8. Czy zostaniesz moją dziewczyną?"
Ostatnich dwóch nie zdążyłam przeczytać, gdyż przerwał mi odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Zerwałam się i wyszłam z pomieszczenia. Do domu wszedł Jorge. Witał się z psem, który biegał wokół niego.
- Jak z małą? - zapytałam.
- O, hej. Lepiej. - uśmiechnął się. - Jak tam? Wszystko okey?
Kiwnęłam głową.
- Zamówiłam pizzę. Zjesz? - zaproponowałam z uśmiechem.
- Z chęcią.
Wziął dwa kawałki i usiadł na kanapie. Zrobiłam to samo.
- Obejrzymy jakiś film? - zapytał.
Przytaknęłam. Chłopak włączył telewizor i skakał po kanałach szukając czegoś odpowiedniego. Podczas filmu nie mogłam się skupić. Ciągle myślałam nad tym, co przeczytałam z tej kartki. Zastanawiałam się, co odpowiedzieć. W ostatnich minutach filmu, Jorge wyłączył w telewizorze głos i obrócił się do mnie tak, że siedzieliśmy na przeciwko siebie.
- Nie miałaś dzisiaj żadnego wyzwania. - przypomniał.
- A pies?
- To było na wczoraj. - zaśmiał się. - A więc, powiedz mi o swoim największym sekrecie.
Przełknęłam ślinę. Bałam się jego reakcji.
- Nie krępuj się. - pogładził mnie po ramieniu.
- Mój największy sekret? - udawałam, że myślę. - Kocham cię od kiedy cię pierwszy raz ujrzałam i nadal tak jest. - wyznałam.
- Tini, ja też cię kocham. Jesteś cudowna, śliczna i taka urocza. Czekałem na moment, kiedy będę mógł to powiedzieć bardzo długo. Kocham cię. - powtórzył.
Uśmiechnęłam się i mocno się do niego przytuliłam.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziałam bez zawahania.
- Ale tak szczerze? Nie dlatego, że takie było wyzwanie? - upewniał się.
- Mówię szczerze. - uśmiechnęliśmy się.
- Ale kolejne wyzwanie jest takie, żebyś mnie pocałowała.
- Pff... - zaśmiałam się.
Wbiłam się w jego usta i namiętnie go pocałowałam.
Dwa lata później wyjechałam z Jorge na wakacje nad morze. Wynajęliśmy domek na plaży na dwa tygodnie. Od czasu, gdy zostałam dziewczyną Jorge, nadal jesteśmy parą.
Szliśmy wieczorem przy zachodzie słońca brzegiem morza. Byliśmy w strojach kąpielowych. Nasze nagie stopy co jakiś czas zalewała woda. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a z naszych twarzy nie znikał uśmiech. Gdy wiatr rozdmuchiwał moje kosmyki włosów, on układał je. Gdy było mi zimno, przytulał mnie. A gdy patrzyłam na zachodzące słońce, szeptał mi do ucha słodkie słówka.
- Kochanie. - musnął moją szyję.
Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Trzymał mnie za ręce.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że ostatnie wyzwanie będzie kiedy indziej, ale nie będzie w formie zadania? - zapytał.
Przytaknęłam.
- Chciałem cię poprosić... - zatrzymał się.
Uklęknął na jedno kolanko i wyciągnął z torby plażowej czerwone pudełeczko. Otworzył je i spojrzał na mnie.
- Tini, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Zakryłam usta dłońmi i kiwnęłam głową. Gdy zakładał mi pierścionek na palec, uroniłam kilka łez.
Wstał i złożył na moich ustach czuły i długi pocałunek. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Kochałam go odkąd pamiętam. To, że przebywaliśmy ze sobą codziennie, jeszcze bardziej nas złączyło.
Tak właśnie odkryłam swoją miłość.
Witajcie moi kochani! Oj, jak długo mnie tu nie było. Tak... :D Wybaczcie, ale zmieniła mi się nauczycielka od biologii i teraz jedyne czego się uczę to biologia xD No i przez to nie mam zbytnio czasu. A jeśli już go mam to zazwyczaj wolę po szkole iść spać, he ;) Taki ze mnie leń.
Przybywam do was z moim konkursowym One Shotem! Napisałam go na konkurs u Violetta Vilu, dlatego też go tobie kochana dedykowałam :D Przepraszam, że się tak wypytywałam o te wyniki, ale ja go chciałam już opublikować na blogu :P
I jak wam się podoba? Ja jestem z niego bardzo zadowolona i sądzę, że to najlepszy One Shot jaki kiedykolwiek napisałam :D
Ale pozostawiam go waszej ocenie :)
Kocham
Niunia <3